środa, 6 stycznia 2016

Rozdział siódmy

Dzień ciągnął się powoli, zupełnie jakby ktoś zaczarował godziny i wcisnął do nich dwa razy więcej minut niż zwykle. Samo zejście na śniadanie wydawało się trwać wieczność. Schody poruszały się powoli, a obrazy przecierały oczy i głośno ziewały. Pogoda osiadła sennie na błoniach w formie gęstej mgły, która bardziej przypominała mleko niż parę wodną. Ciśnienie zdawało obniżać się z sekundy na sekundę, podobnie jak nastrój uczniów Hogwartu. Światło leniwie przenikało przez okna, jednak było tak nikłe, że ledwo oświetlało korytarze, więc pochodnie wciąż płonęły.
Tom pewnym krokiem przeszedł przez Wielką Salę, siadając koło Amy, która beznamiętnie mieszała łyżką swoją owsiankę, półprzytomny wzrok mając utkwiony w zupełnie innym miejscu. Riddle postawił koło niej kubek z parującym płynem. Amy uniosła na niego leniwie oczy.
– Przyniosłeś mi kawę? – zapytała niemrawo.
– Mamy dziś dużo do zrobienia – powiedział wyraźnie, nakładając sobie złociste tosty na talerz. – Musisz się ocknąć.
Benson objęła dłońmi ciepły kubek, wzięła małego łyka i skrzywiła się.
– Nie cierpię kawy – przyznała, biorąc kolejny, większy łyk.
– Masz to wypić – oznajmił miękko, smarując tost dżemem morelowym.
– Wiem – odpowiedziała ochryple. – Dlaczego nie siedzisz przy stole Ślizgonów?
– Mógłbym zadać to samo pytanie. – Spojrzał na nią, unosząc brwi i gryząc przygotowaną kanapkę.
Amy potarła ramiona, a na jej twarzy pojawił się grymas.
– Dziwnie się zachowujesz – powiedziała niepewnie.
Tom widział, że patrzyła na niego szklanymi oczami, jednocześnie z czułością, a jednocześnie, jakby miała się rozpłakać.
A może po prostu była śpiąca?
Tom przysunął się do niej, odgarniając jej włosy z twarzy.
– Dzisiaj wielki dzień, moja droga – wyszeptał z chrypką niezdrowej fascynacji, pomieszanej z szaleństwem. – Uczniowie Hogwartu, czarodzieje, czarownice i szlamy, opuszczają mury szkolne, by spędzić święta wraz z rodziną.
– J-ja nigdzie nie jadę – wyjąkała, będąc zagubiona w jego gestach.
– Oczywiście, że nie jedziesz – przyznał jej rację. – Od teraz to ja jestem twoją jedyną rodziną, nie masz nawet gdzie jechać.
Amy potaknęła ciężko i nie oponowała. Była trochę nieobecna i Tom zdawał sobie sprawę, że nie było to wywołane jedynie pogodą. Jego ciągłe towarzystwo dawało się jej we znaki, cząstka jego duszy udomawiała się w jej ciele coraz bardziej, nie napotykając żadnych protestów. Riddle włożył w to wiele wysiłku i z chłodną satysfakcją obserwował te zmiany. Nigdy nie zatrze do końca charakteru Benson, ale był na dobrej drodze do pozbycia się odrazy, którą odczuwała do mordowania czy krzywdzenia innych.
Tom przyłożył dłonie do kieszeni, chcąc się upewnić, że fiolki z eliksirem wielosokowym wciąż tam są. Uśmiechnął się delikatnie i gdy tylko Amy skończyła kawę, Riddle ujął jej dłoń i poprowadził ku wyjściu. Zatrzymali się dopiero w ledwo oświetlonej części lochów, gdzie Tom cicho, aczkolwiek stanowczo rozkazał Benson wypić jedną fiolkę eliksiru. Obserwował spokojnie jak dziewczyna krzywi się w mroku, najpierw przez smak, a później przez działanie mikstury, jednocześnie nasłuchując, czy ktoś nie zmierza w ich kierunku. Amy, zgodnie z poleceniem, założyła na siebie tego dnia mugolskie ubrania, a na nie zarzuciła zwyczajną, czarną szatę, tak, że nic nie trzeba było zmieniać w jej ubiorze. Tom myślał, że nie będzie miał problemu z przyzwyczajeniem się do nowego wyglądu Benson. Wiedział i czuł, że to ona, a nie Chris idzie przy nim w kierunku Pokoju Wspólnego, jednak, kiedy spoglądał w bok, widział odrobinę wyższego od niej Rosiera, z potarganymi kasztanowymi włosami i wyłupiastymi oczami. Riddle skrzywił się lekko, ale nic nie powiedział.
– Srebrny wąż – mruknął, gdy stanęli przed gładką, kamienną ścianą.
Weszli do środka. Amy wydawała się być bardzo blada, ale Tom stwierdził, że jest to wina słabego światła, które zwykle oświecało Pokój Wspólny Slytherinu. Przechodząc koło innych Ślizgonów, Riddle był spięty. Benson rzeczywiście znała Chrisa dużo gorzej niż Urszula. Jej styl chodzenia, gestykulowania, a nawet sposób patrzenia był inny, bardziej dziewczęcy i, jak dla Toma, mało przekonujący. Nikt na szczęście nie zwrócił na nich specjalnej uwagi i już po chwili wchodzili po schodach do dormitorium. Sypialnie Ślizgonów może nie były tak przytulne jak w pozostałych domach, jednak miały w sobie chłodną elegancję, na którą żaden wychowanek domu węża do tej pory nie narzekał. Podłoga wyłożona była czarnymi płytkami, zaczarowanymi tak, że robiły się chłodne jedynie w upalne dni. Trzy, niskie łóżka umieszone zostały w dość sporych odstępach od siebie oraz każde z nich miało ciężkie zielone zasłony. Jako że do Slytherinu przynależeli raczej indywidualiści, pokoje nie były więcej niż trzy osobowe, żeby uniknąć konfliktów. Dormitoria znajdowały się w lochach, więc brak okien w pomieszczeniu okazał się zupełnie wytłumaczalny i jedynie na życzenie lokatorów, takowe zostawały wyczarowane.
W środku znajdowali się już inni Śmierciożercy. Chris Rosier oraz Antoni Dolohov opierali się o ścianę naprzeciwko wejścia, nie odzywając się do siebie. Wzrok mieli rozbiegany i zniecierpliwiony, pewnie już dłuższą chwilę czekali na przyjście Toma. Wciąż nie znali szczegółów planu, więc nie wiedzieli, w co się pakują. Na jednym z łóżek leżały dwie, nieprzytomne osoby. Na początku można by uznać je za jakieś czarne materiały, niedbale rzucone, jeden na drugim. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się Tom dostrzegł, że jest to nieprzytomna Emilia Green, leżąca na Albercie Cooperze. Jej twarz była zasłonięta przez długie, czarne włosy.
– Doskonale – mruknął Riddle z błyskiem w oczach. – Gdzie macie eliksir wielosokowy, który dla was przygotowałem?
Chrisowi trzęsły się ręce, kiedy otwierał wieko swojego kufra. Jakąś jedną trzecią jego zawartości stanowiły buteleczki z miksturą.
– Swoją część już ukryłem – mruknął Antoni, zawieszając spojrzenie na wszystkim, tylko nie na Tomie. – Dodaliśmy już tam włosy Green i Coopera. Tak właściwie… jesteśmy gotowi do drogi.
Riddle potaknął powoli, spoglądając na nieprzytomne osoby. Wyglądali, jakby byli martwi, co, jak poczuł, zmartwiło Amy. Zerknął na nią na chwilę. Chciał ją uspokoić, jako że czuł jej niepokój bardzo wyraźnie. Rozpraszało go to.
– Czy oni żyją? – zapytała, zanim zdążył się odezwać. Do tej pory ani Chris ani Antoni nie zwracali na nią szczególnej uwagi i dopiero, gdy się odezwała, spojrzeli na nią zdziwieni, że jest w tym pokoju. Rosier wzdrygnął się, obrzydzony, że szlama będzie udawała właśnie jego.
– Co za różnica? – burknął Dolohov.
– Taka, że potrzebujemy ich żywych, jeśli chcemy zrealizować ten plan i jednocześnie uniknąć Azkabanu.
Chris wydał z siebie dziwny odgłos, będący czymś pomiędzy kaszlnięciem a jęknięciem. Przeniósł niepewne spojrzenie na Antioniego. Tom wywnioskował, że to właśnie Dolohov był odpowiedzialny za sprowadzenie mugolaków do dormitorium.
– Tylko ich ogłuszyłem – mruknął, wyraźnie niezadowolony z tego, że cała wina leżała po jego stronie, gdyby postanowił inaczej. – Nie wiem ile jeszcze będzie działać zaklęcie.
– Zabraliście ich rzeczy? – zapytał Tom, przykładając dwa palce do nadgarstka Emili Green i upewniając się, że Antoni mówi prawdę.
Rosier, któremu wyraźnie ulżyło, skinął.
– Różdżki mamy przy sobie – powiedział szybko. – To na czym polega ten plan?
Riddle zawiesił jeszcze na chwilę spojrzenie na nieprzytomnej dziewczynie. Gdy stał bliżej, mógł dostrzec zarys jej bladej twarzy przez splątane, ciemne włosy. Wyglądała jak topielec.
– Używając ich różdżek i będąc pod wpływem eliksiru sokowego, dwudziestego siódmego grudnia, w południe zabijecie jak najwięcej mugoli. Średni czas przybycia aurorów i ministerstwa w takie miejsca to trzy minuty. Tak więc macie trzy minuty na wprowadzenie chaosu. Miejsce, które wybierzecie do oczyszczenia ma być zatłoczone. Nie dosyć, że wzrośnie dzięki temu liczba ofiar, to będzie więcej naocznych świadków. Chcę, żeby nie tylko ich szary świat ogarnęła panika, ale żeby Ministersto Magii odczuło trwogę. Jest coś, nad czym ostatnio pracowałem. Zaklęcie wiążące Śmierciożerców. Podejdźcie tutaj… – Chris i Antoni wymienili spojrzenia, ale bez zbędnych i niekorzystnych dla nich protestów, zrobili kilka kroków w przód. Tom desperacko wręcz chwycił ramię Rosiera i podwinął jego rękaw. Chłopak zacisnął dłonie w pięści, ale twarz miał spokojną. Riddle przycisnął końcówkę swojej różdżki do przedramienia Chrisa tak mocno, jakby miał zamiar przebić jego skórę. Zamiast tego we wgłębieniu zebrało się trochę czarnego płynu, wyglądającego zupełnie jak atrament. Płyn mozolnie spłynął po bladej skórze Rosiera i uformował się w czaszkę, z ust której wypełzał wąż. Tom powtórzył to samo z Dolohovem i spojrzał na swoje dzieło z drobnym uśmiechem. – Kiedy skończycie z mugolami w mieście, wycelujcie różdżki w górę i powiedzcie Morsmorde. Zaklęcie nie jest trudne, na pewno uda się wam za pierwszym razem, jeśli nie pomylicie formuły. To sprawi, że na niebie pojawi się taki sam znak, jaki macie na rękach. Ministerstwo zauważy, że jest to początek czegoś dużego. Po wszystkim aportujecie się z powrotem do ich rodzin – wskazał na ciała – i zabijecie wszystkich, którzy tam będą. Wtedy wystarczy, że dotkniecie różdżką tych znaków i będę wiedział, że skończyliście i gdzie jesteście. Wtedy ja i Amy aportujemy ciała mugolaków do ich domów. Zmodyfikuję im pamięć. Zostawiacie ich rzeczy, butelek po eliksirze wielosokowym będziecie musieli pozbyć się wcześniej. Aportujemy się z powrotem do Hogsmeade i wy bez pośpiechu udacie się do szkoły. Green oraz Cooper zostaną oskarżeni o wszystkie morderstwa, Azkaban już na nich czeka, a my będziemy bezpiecznie czytać o tych tragediach, będąc w Wielkiej Sali na śniadaniu. 
Chris i Antoni, po wysłuchaniu planu, niezbyt zadowoleni i bardzo bladzi udali się do Hogsmeade, żeby zdążyć na pociąg. Dolohov, wychodząc, szturchnął Amy niby przypadkowo, ale z wyraźną pogardą wymalowaną na twarzy. Minęła godzina, odkąd Benson i Tom zostali w pokoju z dwiema nieprzytomnymi osobami. Amy usiadła na łóżku Rosiera, tymczasowo należącym do niej. Objęła nogi ramionami i wpatrywała się tępo w ścianę naprzeciwko. Riddle z kolei stał przy drzwiach, niedbale oparty o ścianę. Obracał w palcach stary pierścień z dużym, czarnym kamieniem.
– Jak zamierzasz pozbawić ich przytomności na całe sześć dni? – zapytała w końcu, a jej głos, pomimo starań wcale nie brzmiał obojętnie. Voldemort wyrwał się z rozmyśleń i spojrzał na Amy, lekko rozdrażniony. – Ten twój cały pomysł, Tom… jest okrutny. Zawsze, gdy mam wrażenie, że poznałam cię całkowicie, a nic mnie już nie zaskoczy, to robisz coś takiego. Zaskakujesz mnie, nigdy pozytywnie.
– Eliksir spokoju – rzucił krótko, ignorując jej dalsze słowa. – Mam go w dormitorium, zrobiłem w nim już kilka poprawek. Będą spali jak zabici przez następne dni. To jak sen zimowy u zwierząt. Ich puls spowolni, temperatura ciała się obniży, ale przebudzą się całkowicie zdrowi. Zresztą, nie mogłoby być inaczej. Żeby Ministerstwo uwierzyło, że to oni dokonali masowego mordu, muszą wydawać się w pełni zdrowymi i silnymi… – skrzywił się – czarodziejami. Jako warzywa na nic by się przydali.
Amy słuchała go w spokoju. W pewnym momencie zmieniła pozycję i teraz leżała na boku, obie dłonie mając pod głową, nogi podkuliła. W ciele Chrisa wyglądała co najmniej nienaturalnie. Tom z ulgą przyjął, że pierwsza dawka eliksiru niedługo powinna przestać działać.
– Nie jesteś człowiekiem – powiedziała cicho. – Demony musiały cię opętać jak byłeś jeszcze mały… Nienawidzę cię, wiesz o tym?
– Wiem – przyznał bez wstydu. Ruszył powoli do łóżka, które znajdowało się obok i usiadł na nim, pochylając się w stronę Benson. – Część ciebie mnie nienawidzi. Druga część, znacznie już silniejsza, mnie kocha, nie wyobraża sobie dnia beze mnie. Pocieszy cię fakt, że, jak wywnioskowałem, czuję to samo do twojej osoby.
– Jesteś ostatnim wybrykiem natury, od którego chciałabym jakiegokolwiek pocieszenia, Tom – szepnęła, a jej oczy się zaszkliły. – Jedyne co we mnie kochasz to siebie.
– I jest to jedyny rodzaj miłości jaki kiedykolwiek do kogokolwiek czułem. Powinnaś być zadowolona.
– Jestem przeklęta.
Voldemort złamał mocno za jej włosy i pociągnął jej głowę do tyłu. Pochylił się bardziej w jej kierunku, patrząc jak twarz Rosiera, powoli przybierająca damskie rysy, krzywi się w bólu.
– Powinnaś ostrożniej dobierać słowa – powiedział dobitnie.
Puścił ją, zaciskając dłoń w pięść i starając się kontrolować. Od kiedy tak dużo czasu spędzał z Amy, często dostawał napadów złości, ale coraz lepiej sobie z nimi radził. Tylko raz użył Cruciatusa, ale i tak szybko go zaprzestał. Patrząc na to z większej perspektywy Benson była jedyną osobą z grona śmierciożerców, którą traktował tak łagodnie. A biorąc pod uwagę jej odzywki, wcale tak nie powinno być.
– Pamiętasz sierociniec Wool’s, Tom? – zapytała po chwili, gdy eliksir wielosokowy przestał w pełni działać. Tom wstrzymał oddech, ale po chwili się rozluźnił. Był świadomy, że Amy wiedziała o nim dużo rzeczy, ale wciąż potrafiła go tym zaskakiwać. – Zanim jeszcze Dumbledore przyszedł po ciebie i nazwał czarodziejem, wtedy, gdy wszystkie dzieci cię nienawidziły, a ty nie wiedziałeś, co z tym zrobić.
– Nienawidziły mnie, ponieważ to ja znienawidziłem ich pierwszy. Wiedziałem jedynie, że jestem wyjątkowy i one też to czuły. Bały się mnie.
– Bzdura – mruknęła. – Byłeś dziwnym dzieckiem, dlatego cię unikały. A ty przez to sprawiłeś, że wszyscy zaczęli się ciebie bać. Nawet opiekunki.
– Znasz dużo szczegółów – przyznał, prostując się. – Czyżbym opowiedział ci o moim dzieciństwie?
– Och, nie. Nie musiałeś mi niczego opowiadać – oznajmiła z uśmiechem na ustach i podniosła na niego wzrok. – Ja też jestem wychowanką tego domu dziecka. Zabawne, że mnie nie pamiętasz, a nawet nie próbowałam wykraść tych wspomnień z twojej głowy. Powinieneś znać początek naszej historii, skoro mnie ona śni się co noc.
Tom poczuł się, jakby ktoś chlusnął go lodowatą wodą w twarz. Zmarszczył brwi, czując, że odpowiedź na jedne z dręczących go pytań cały czas była w zasięgu ręki.
– Amy Benson. Dziewczynka z tragicznego wypadku nad morzem. Dlatego wydawało mi się, że kojarzę twoje nazwisko. Był tam ktoś jeszcze, prawda? Chłopak… Dennis…
– Bishop – dokończyła za niego. – Odwiedzam go czasami w Świętym Mungu, gdy sama tam trafiam przez napady strachu.
Tom zaśmiał się, wzrok miał odległy.
– Bawią cię te wspomnienia? – zapytała Amy z niedowierzeniem.
Pokręcił powoli głową, parskając śmiechem jeszcze raz.
– Może nie na tyle bawią, co wzruszają. – Podniósł się z miejsca tak szybko, że Benson odchyliła się odruchowo. Kucnał przy niej, ujmując jej twarz w dłonie. – Jak to jest? Okazuje się, że jesteś dwoma pięknymi początkami w moim życiu. To na tobie i Dennisie pierwszy raz użyłem czarnej magii, jeszcze wtedy nie do końca świadomie, ale jednak. To ciebie zamieniłem w pierwszego, chociaż już ostatniego, ludzkiego horkruksa. Twoje istnienie nabrało więcej sensu, niż kiedykolwiek miałabyś na to szansę z krwią brudną jak twoja. Jesteś świadkiem moich narodzin. – Jego wzrok był rozbiegany, jakby się czegoś doszukiwał, pociły mu się dłonie. – To naprawdę fascynujące.
Wtedy, zanim Amy zdążyła zareagować przycisnął mocno usta do jej ust, całując nie Benson, a część siebie.





Potrzebuję kopa i motywacji, dlatego proszę każdego, kto przebrnął przez ten rozdział o chociaż najkrótszy komentarz. Chcę zobaczyć, ile osób to jeszcze czyta.

27 komentarzy:

  1. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. W życiu bym się nie spodziewała, że Amy była uczestnikiem wydarzeń w jaskini. Zaskoczyłaś mnie jeszcze bardziej niż tym, że Benson jest horkruksem. Nigdy nie domyśliłabym się, że napady Amy mogą być spowodowane czymś takim - pod tym względem mnie nie zawiodłaś.
    No i nieźle rozegrałaś ten pocałunek... W końcu Voldemort nigdy nie był zdolny do miłości do kogokolwiek poza sobą. Świetnie też zinterpretowałaś przeszłość Toma w sierocińcu - jakoś nigdy nie pomyślałam o tym, że mógł się czuć odtrącony przez rówieśników, zwłaszcza gdy zestawić to z uwielbieniem jakim darzyli go później wszyscy w Hogwarcie.
    Początki Mrocznego Znaku... I w ogóle ta cała akcja tak bardzo w stylu Riddle'a...
    Uwaga:Często pojawia się u Ciebie coś takiego jak "eliksir wieloskokowy" zamiast wielosokowego. I jest jeszcze powtórzenie:"Riddle potaknął powoli, nieprzytomnym wzrokiem patrząc na nieprzytomne osoby."
    Poza tym rozdział cud, miód i orzeszki!
    Pozdrawiam ~ Tita Pocky

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię nie zawiodłam. ;)
      Na początku tego bloga chciałam bardziej iść w stronę miłości, takiej własnie, ale później gdzieś to zgubiłam. :/
      Dziękuję za wytknięcie błędów, poprawione. ;)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Dobra czas się ujawnić, ale komentować na razie nie cem, czekam na z 10 czapów minimum zwykle, zwłaszcza że dość szybko porzuciłaś bloga a mnie serce krwawiło x'd
    Trzymam kciuki za wenę, kontynuuj bo warto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tom pocałował Amy. OMG. OMG. Rozdział jest świetny, zresztą jak zwykle. Życzę Ci tej weny, którą potrzebujesz :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja uwielbiam Twój blog.Nigdy nie podobały mi się historie o Tomie, ale Twoja całkowicie mnie urzekła.
    Chwała Ci za to, że to nie jest kolejn opowiadanie o dziewczynie ktòra rozpaliła nieczułe serce Voldemorta tylko o jego miłości do samego siebie!
    Na pewno będę czytać dalej =D
    ~MrocznaKosiarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie cieszę się bardzo!
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  6. Czas się ujawnić. Gdy wpisów na blogu jest dużo zawsze komentuję ostatni. Pierwszy raz czytam bloga o Tomie. Bardzo mi się podoba i czekam na kolejny wpis. Podobała mi się ta scenka z całowanie siebie. Cały Voldi. Fajne początku dla mrocznego znaku. Kiedy kolejny rozdział?

    Zapraszam do siebie na hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj,
      kolejny rozdział pojawi się jakoś w tym miesiącu, nie umiem niestety podać dokładniejszej daty.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  7. Świetny blog! Nie mogę się doczekać kolejnych postów :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Twojego bloga znalazłam dzisiaj rano, przeczytałam wszystko i naprawdę jestem pod wrażeniem. Dobrze przemyślana i dopracowana historia, solidnie wykreowane postacie (co przy Tomie wcale takie łatwe nie jest), ładny styl i intrygująca akcja. Co więcej wielbię niebiosa, że to nie kolejne przesłodzone opko, gdzie bohaterowie rzucają się sobie w ramiona w miłosnym amoku w piątym rozdziale. Alleluja! Amy, mimo swojej tragedii, nie jest głupiutką drama queen, co też Ci się chwali. Czasami zdarzają się błędy interpunkcyjne, ale bez przesady, dramatu nie ma. Także, au revoir i do następnego.
    Pozdrawiam
    Owl Shadow
    the-beautiful-madness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyny dopuszczalny ship Toma Riddle'a to Quirrelmort. Oni się sobie akurat rzucili w ramiona w miłosnym amoku XD http://s1018.photobucket.com/user/elanor12/media/QUIRRELMORT.gif.html
      ALE NIE O TYM MOWA
      Dziękuję za komentarz, pozdrawiam również!

      Usuń
  9. Ha! Wydało się. Musisz wiedzieć, że między ostatnim a tym rozdziałem natrafiłam w innym fanficu na nazwisko Amy Benson i zaczęłam drążyć, bo pamiętałam tą Amy Benson. Wtedy po wygooglowaniu przypomniało mi się, że, faktycznie, ona była z domu dziecka Toma i nawet miałam o tym wspomnieć pod kolejnym rozdziałem, by zapytać się Ciebie, co Ty takiego z nią wykombinowałaś. A tymczasem mnie ubiegłaś xd.
    Rozdział świetny, plan Toma szalony, Tom szalony. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i odpowiedzi na pytanie, czy wszystko się uda.
    Może będzie jakaś wpadka?
    Np. dwójka porwanych uczniów nie obudzi się na czas, Ministerstwo wparuje do ich domów, a oni będą spali. Albo Rosier i Dolohov czegoś zapomną zabrać xd
    Plan Toma jest ryzykowny i wymaga wielkiego zaufania do pomocników, zobaczymy, czy dobrze ich ocenił!
    Nadal jestem i czytam, czasami z małym opóźnieniem, ale tak prędko nie zniknę z tego bloga! Serdecznie pozdrawiam i życzę wielu ciekawych pomysłów,
    Nija :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aa i teraz zobaczyłam tę głowę Toma w rogu na szablonie. to jest świetne xd

      Usuń
    2. Szczerze to nie przypuszczałam, żeby ktoś ją pamiętał ze książek, bo była wspomniana może dwa/trzy razy, więc kłaniam się nisko!
      Zaufania, nie zaufania. Jak nie wyjdzie to i tak nie będzie na niego, jeśli on swojej części dopilnuje, więc może sobie spać spokojnie.
      Cieszę się, że jesteś, pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  10. Witaj! Czas nareszcie dodać komentarz od siebie. Opowiadanie mnie urzekło. Właściwie jakoś nigdy nie przepadałam za Tom'em, jednak twoja wizja tejże postaci przekonała mnie w stu procentach. Cóż mogę jeszcze dodać, czekam na następny wpis.
    Pozdrawiam!

    W wolnej chwili zapraszam do siebie:
    http://zapomniana-partytura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Zakochałam sie w tym opowiadaniu wczoraj wieczorem xd a wciągnęło mnie tak że jak rano do szkoły przyszłam to tylko czytałam nie słuchając nikogo nawet chłopaka, który przez to chyba sie obraził :) nigdy nie pisze komentarzy moze przez wstyd lub lenistwo ale to opowiadanie jest tak wspaniałe że musiałam napisać i proszę pisz dalej będę czekać z niecierpliwoscią :) ps. Jak czasem nie ma polskich znaków to przepraszam ale nie używam ich gdy pisze tylko telefon niby poprawia a i za brak znaków interpunkcji

    OdpowiedzUsuń
  12. Jest już grubo dwa miesiące po tym jak dodałaś ten rozdział, a ja i tak codziennie sprawdzam czy nie ma następnego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Twoje opowiadanie jest świetne mam nadzieje że dodasz nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  14. Masz super bloga czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  15. Wyczekuje następnego rozdziału 😀

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie mogę się doczekać nowego rozdziału kiedy planujesz go dodać?

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WIEC OKAZAŁO SIĘ, ŻE MAM TEN WEEKEND WOLNY, A CHCE MI SIE PISAC FEST, wiec mam mega nadzieje, że uda mi sie wstawic rozdzial 8 jutro.

      Usuń