Trzy długie minuty zajęło Amy podniesienie wzroku. Tom musiał przyznać, że nie spodziewał się po sobie takiej cierpliwości, ale jednak – stał tam pewnie i czekał na jej ruch. Po raz pierwszy w życiu czuł jakby po jego kręgosłupie wspinało się coś lodowatego i igrało z jego wewnętrznym spokojem. Riddle pomyślał, że właśnie tak inni odczuwają stres.
Amy wyłamywała swoje palce, nie
mogąc się zdecydować, czy wytrzyma spojrzenie Toma, czy lepiej jak będzie
patrzyła w dół.
– Powinieneś pamiętać takie rzeczy,
Tom – powiedziała.
Riddle poczuł, jak wzbiera się w nim
irytacja.
– Powinienem pamiętać wiele innych
rzeczy – oznajmił z naciskiem. – Nie mam w tej kwestii wiele do powiedzenia,
nie sądzisz?
– Tych wspomnień – wskazała na swoją
bliznę – nawet nie tknęłam.
Tom przyjrzał się białemu, gładkiemu
wypukleniu, czując dziwną potrzebę ponownego dotknięcia tego punktu, chociaż
wiedział, jaki ból to wywoła. Im dłużej tak stał tym dziwniejsze myśli go
przepełniały. Miał ochotę wyrwać cały jej obojczyk, jakby zabierając swoją
własność, która nigdy nie powinna być jej dana. Był jednak przekonany, że to by
nie pomogło. Nie wystarczyło usunąć uszczerbku, żeby odebrać Amy coś, czego nie
powinna posiadać. Riddle zaczął rozumieć, miał przygotowaną jasną odpowiedź na
tę tajemnicę, ale wydawała się ona tak absurdalna, że uparcie szukał
jakiegokolwiek innego rozwiązania.
– Kiedy ci to zrobiłem? – zapytał,
wzdychając. Przeczesał swoje włosy, czując jak traci panowanie nad wszystkim,
co miał kiedyś w posiadaniu. – Ta blizna nie może być starsza niż… dwa lata,
więc podejrzewam, że właśnie tyle czasu igrasz z moją pamięcią. Dlaczego to
zrobiłem? Biorąc pod uwagę twoje pochodzenie i całą, wiecznie przerażoną
postawę, nie widzę w tym sensu…
– Bo nie ma w tym sensu – przerwała
mu pewniej, zakładając ponownie koszulkę i zapinając guziki. – Nie ma ani sensu
ani celu. Zrobiłeś to przypadkowo. A ja przypadkowo byłam tą przypadkową osobą.
Całe moje życie dzięki tobie to jedna wielka pomyłka.
– A mimo to wciąż chcesz trzymać się
mnie blisko.
– Nie mam wyjścia! – Pierwszy raz
odważyła się tak podnieść głos w jego towarzystwie. Trzęsła się, ale nie
wyglądało to na strach. Była rozdarta i w dosłownym tego słowa znaczeniu, w
życiu, i w dokładnie tym momencie miedzy tym, czy mówić dalej czy nie. – Robi
mi się niedobrze, gdy widzę twoją twarz, mam ochotę zrujnować twoje życie, tak
jak ty zrujnowałeś moje, sprawić, żebyś cierpiał bardziej niż ja, w dniu, w
którym zrobiłeś mi tę bliznę. Chciałabym przyprawić cię o koszmary, żebyś nie
mógł spać w strachu przed nimi, żebyś stracił cel, a najlepiej, tak po prostu,
zniknął. Umarł. Chciałbym cię zamordować, chciałam to zrobić już tyle razy,
ale… nie jestem w stanie. Bo później znikasz mi z pola widzenia. I zaczynam za
tobą tęsknić, jakbyś był dla mnie kimś bliskim. Potrzebuję usłyszeć twój głos,
zobaczyć jak odgarniasz włosy z twarzy, utrzymać chociaż najkrótszy kontakt
fizyczny, żeby poczuć się chociaż odrobinę lepiej. Ale to nigdy nie przynosi
takiej ulgi, jaką myślę, że przyniesie. Jesteś zimny w dotyku, sztywny w swoich
wyćwiczonych gestach, ton twojego głosu jest tylko na pokaz, tak obrzydliwie
sztuczny, że czasami mam ochotę wypluć za ciebie słowa, które wypowiedziałeś. Masz
krew tylu ludzi na rękach, mnóstwo myśli, od których robi mi się słabo. Ale
później przychodzą momenty, w których to wszystko nie ma znaczenia, a ty
stajesz się w moich oczach ideałem, panem swojego życia i w, takich chwilach,
nie mam ochoty odchodzić od ciebie nawet na krok. W takich chwilach nie pragnę
być sobą, pragnę być tylko jakąś aktywną częścią twojego istnienia i czuję, że
musiałabym o to mocno zawalczyć, bo taki zaszczyt nie przychodzi za darmo.
Tom patrzył na nią,
czując, że jej słowa przywracają mu spokój. Widział jak starała się opanować swój oddech, po jej policzkach rozlały się czerwone plamy, jej oczy błyszczały.
Opuściła głowę, żeby nie mógł na to patrzeć.
– Jesteś moim pierwszym horkruksem,
Amy? – zapytał Tom. Niepewność opuściła go prawie całkowicie i teraz tylko
odczuwał zainteresowanie, graniczące z fascynacją. Uniósł jej głowę, żeby
patrzyła mu w oczy. Pomimo całej tyrady, dotyczącej tego, jak bardzo zrujnował
jej życie, nie widział w niej żadnych negatywnych uczuć. Musiała być teraz w
ostatnim, opisanym przez siebie stanie. Tom wiedział, że mógłby przekonać ją do
zrobienia wszystkiego. Amy, na którą teraz patrzył, była tą dziewczyną, którą
poznał na peronie, która martwiła się o niego, zaraz po tym, jak rzuciła na
niego zaklęcie i która podeszła do niego w miodowym królestwie.
– Pierwszym, przypadkowym –
potaknęła.
– Tak, wiem, przypadkowym. –
Ujął jej twarz w dłonie, doszukując się w jej oczach części samego siebie. –
Niesamowite – mruknął, czując jak dziewczyna słabnie pod wpływem jego dotyku. –
Nigdy nie przypuszczałem, że horkruksem może stać się człowiek. Próbowałem już
ze zwierzętami, mianowicie z jednym, ale nic nie wskazywało na to, żeby
przeżył. A ty… jesteś cała, jesteś zdrowa, nie masz żadnych uszczerbków na
ciele czy...
– Żadnych uszczerbków…
– Och, tak oczywiście, twoje życie
nie należy do ciebie, absolutnie – przyznał, z uśmiechem na ustach. –
Szczególnie od tego momentu. Teraz skupimy się na tym, żeby utrzymać w tobie
ostatnie odczucia wobec mnie, dobrze Amy? To zadziwiające, jak jedna mała
zaleta w twoim istnieniu może zmienić moją opinię. Zamierzałem cię zabić, a
teraz nie pozwolę cię nikomu tknąć. Powiedz mi, czy kiedykolwiek doszliśmy do
tego momentu w naszych poprzednich znajomościach?
– Nie.
– A powinniśmy – powiedział lekko. –
Pomyśl, ile cierpienia i niepewności byś sobie oszczędziła, gdybyś od razu
oddała się w moje ręce.
– Oszczędziłabym sobie cierpienia,
gdybym od początku trzymała się od ciebie z daleka.
Tom poczuł dystans, ale nie odsunął
się nawet o krok.
– Nadałem ci sens, Amy. Każdy inny
czarodziej o krwi tak brudnej jak twoja, chciałby być na twoim miejscu. Może
jeszcze tego nie rozumiesz, ale przekonasz się.
Na początku grudnia Chris Rosier wywołał spore
zamieszanie wśród Ślizgonów. Od niedawna zaczął spotykać się z niejaką Emilią
Green, dziewczyną, która nie dość, że pochodziła z Haflepuffu, to była szlamą.
Normalnie wychowankowie domu węża starali się nie ujawniać za bardzo ze swojej
niechęci do mugolaków, żeby nie wdawać się w żadne kłopoty z nauczycielami w
Hogwarcie, ani nie zrażać do siebie innych, wartościowych czarodziejów. Tak
długo jak sprawa nie dotyczyła Slytherinu bezpośrednio, tak nie należało się
niczym przejmować, przynajmniej nie otwarcie. Jednak gdy jeden z bardziej
szanowanych członków domu pozwolił sobie na tak karygodny ruch, jakim było
zadawanie się ze szlamą, inni zaczęli gadać. Doszło nawet do tego, że Chris
otrzymywał groźby od ludzi, którzy jeszcze niedawno byli jego bliskimi
znajomymi. Na początku niektórzy twierdzili, że to jedynie plotki, ale Rosier
szybko rozwiał te nadzieje, spędzając z Emilią całe dnie, odprowadzając ją pod
sale, w których akurat miała zajęcia i zapewniając ją o swojej miłości, tak
głośno, że ludzie w odległości dwudziestu metrów słyszeli, co mówił. Para nie
mogła się od siebie oderwać, wszędzie chodzili za rękę, a Chris co chwila
skradał Green pocałunki, nie zważając na ludzi dookoła.
– Nie dam rady długo tego ciągnąć –
oznajmił na jednym ze spotkań śmierciożerców. – Gdyby moja matka dowiedziała
się, co robię, natychmiast zabrałaby mnie z Hogwartu. Okrywam hańbą mój ród.
– Twoja matka o niczym się nie
dowie, przynajmniej nie teraz – zapewnił go Tom, który w pewnym momencie zaczął
czuć politowanie do Rosiera. – Gdy już wykonasz to zadanie w całości,
przekonasz się, że cierpienie jest warte skutków. Co prawda w Hogwarcie zrobi
się wtedy małe zamieszanie, o ile nie zatuszują przed nami gładko całej sprawy,
ale nie sadzę, by im się udało. Spodziewam się, że Prorok Codzienny odpowiednio rozpowszechni to zdarzenie.
Dolohov poruszył się niespokojnie na
krześle i odchrząknął.
– Nasze nazwiska będą w Proroku?
– Uważasz mnie za głupca, Antoni? –
zapytał Tom matowo. Na każdym ze spotkań Dolohov potrafił powiedzieć coś, co irytowało
Riddle’a. Miał w sobie motywację, do mordowania mugolaków i mugoli, ale
wiecznie bał się o swoją reputację. – Gdybym chciał, żebyście trafili do
Azkabanu, już dawno byście tam byli. Nie pragnę, by sytuacja rozwinęła się dla
was w ten sposób, dlatego zalecam wam robić wszystko według planu. Z kim ty
zawarłeś znajomość?
– Z Albertem Cooperem. Jest z Ravenclawu,
typowy kujon. Jego ulubiony temat to numerologia.
Tom najpierw przyglądał się Antoniemu
z dystansem, po czym skinął.
– Więc… co tak właściwie mamy z nimi
zrobić? – zapytał Chris, drapiąc się w zakłopotaniu po głowie.
– Spędzić święta.
Rosier zastygnął z miną kogoś, komu
właśnie został wymierzony policzek. Dolohov również nie wydawał się zbyt
uszczęśliwiony słowami Toma.
– Moja matka mnie zabije, jak dowie
się, że zamiast wrócić do domu, wybieram się do rodziny mugoli!
– W tym jest haczyk. Powiesz swojej
rodzinie, że zostajesz w Hogwarcie – zaczął Riddle, opierając się wygodnie na
krześle. – Od pewnego czasu zajmuję się warzeniem eliksiru wieloskokowego.
Skończę go w przeciągu dwóch tygodni. Do tego czasu zdobądźcie materiał
genetyczny waszych nowych przyjaciół, dowiedzcie się, gdzie dokładnie spędzają
święta. Krótko mówiąc, to nie oni wrócą do domu tylko wy, pod działaniem
mikstury. Zabierzecie również ich różdżki, rzeczy, zwierzęta. Ja oraz reszta
upewnimy się, że Emila i Albert prześpią wigilię i obudzą się dopiero, gdy wy
zakończycie swoje zadanie.
Chris oraz Antoni wymienili się
spojrzeniami.
– A jaki… tak w-właściwie… – wyjąkał
Chris, drapiąc się mocniej po głowie, jakby próbował sobie przypomnieć coś
ważnego – jest ten p-plan?
– Wszystko w swoim czasie – oznajmił
Tom formalnie. – John oraz Amy będą zastępować was podczas nieobecności.
Avery wyprostował się dumnie na
krześle, spoglądając wyniośle na Urszulę. Black odchrząknęła, ukrywając
irytację, chociaż i tak zdołała rzucić Benson pogardliwe spojrzenie. Nikomu nie
podobało się, że Krukonka o nieczystej krwi bierze udział w spotkaniach. Amy
czuła niechęć innych członków grupy i darzyła dokładnie takim samym uczuciem
ich oraz całe te schadzki. Odkąd Tom poznał tajemnicę Amy, starał się ją mieć
jak najbliżej siebie przez cały czas.
– Jaka jest moja rola w tym
wszystkim? – zapytała Urszula, ignorując fakt, że nie tylko ona nie była
zamieszana w spisek. – Mogę okazać się przydatna.
– Nie jesteś tutaj potrzebna.
Powinnaś skupić się na profesor Merrythough, o której zdajesz się zapominać.
– Z całym szacunkiem, uważam, że mam
lepsze kompetencje do zastępowania Chrisa czy Antoniego niż Amy Benson. Znam
ich dłużej, wiem jak się zachowu…
– Gdybym uważał, że lepiej nadajesz
się do tego zadania, to bym cię wybrał. Jednak twoja arogancja jest na tyle dominująca,
że nawet przez chwilę nie potrafiłabyś z niej zrezygnować.
Urszula zamilkła i zacisnęła usta.
Bez zbędnego przeciągania, wstała i pomaszerowała wściekle do swojego
dormitorium. Tom odprowadził ją lekceważąco spojrzeniem.
– Spotkanie możemy uznać za
skończone.
– Mam powiedzieć rodzicom, że nie
wracam na święta? – zapytała Amy kilka godzin później, gdy wraz z Tomem
przechadzali się po szkolnych błoniach. Było mroźno, nie tak przejmująco zimno
jak zaledwie kilka dni temu, ale dziewczyna wciąż ukrywała twarz w szalu,
patrzyła w dół.
– Sądziłem, że wywnioskowałaś to z
naszego spotkania – odparł bezbarwnie. Zatrzymali się tuż przy przymarzniętej
tafli jeziora.
Amy potarła swoje ramiona i przystanęła
z nogi na nogę.
– Obejmij mnie – powiedziała
spokojnie, zerkając w jego kierunku.
– Czemu? – zapytał Tom, absolutnie
nie odczuwając jakiejkolwiek potrzeby kontaktu fizycznego.
– Ponieważ mi zimno.
Riddle spojrzał na nią z dystansem,
ale otoczył ją ramieniem, przyciągając bliżej do siebie. Amy wtuliła się w
niego zupełnie ufnie, podrywając głowę, żeby ponownie złapać kontakt wzrokowy.
– Zatem spędzamy razem święta –
oznajmiła lekko. – Zamierzasz mi coś kupić?
– Dlaczego miałbym ci coś kupować?
– Przyjaciele dają sobie prezenty na
święta.
– Masz coś dla mnie?
– Jeszcze nie – powiedziała krótko,
wznosząc oczy wyżej, ku białemu niebu. – Ale mam już kilka pomysłów.
Tom przyglądał się jej, marszcząc
brwi. Czuł jej ręce, gdy tak go obejmowała i ciepło bijące od jej ciała, pomimo
że to ona szukała kogoś, by się ogrzać. Śnieg leniwie padał na jej twarz, gdy
tak patrzyła, odchylona. Wyciągnęła język, czekając, aż któryś z płatków na
niego opadnie, a gdy tak się stało, zwróciła swoją uwagę ponownie na Riddlea,
uśmiechając się.
– Już się mnie nie boisz – bardziej
stwierdził, niż zapytał.
Amy zrzedła trochę mina, ale nie
odsunęła się.
– Stało się już najgorsze –
powiedziała trochę z żalem, trochę z ulgą. – Teraz może być już tylko lepiej.
Tom mimowolnie zastanowił
się nad jej słowami. Gdy poczuł, że Amy opiera policzek na jego piersi,
przybliżając się tym samym trochę bardziej, sam objął ją mocniej. Benson, sama
w sobie, nie była osobą, którą darzył silnymi uczuciami, negatywnymi czy też
pozytywnymi. Jednak świadomość, że była w posiadaniu cząstki jego duszy,
budziła w nim zupełnie dziwaczne emocje, które ciężko było mu zaszufladkować.
Wow. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Trafiłam tu przypadkiem i już wiem, że będę śledzić każdy kolejny rozdział ;) Podoba mi się, że nawiązuje do mojej ulubionej serii książek ;)
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie czekam na ciąg dalszy ^_^
Chętnych zapraszam też do siebie:
http://anioly-naprawde-istnieja.blogspot.com/
Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że wytrwasz ;)
UsuńPozdrawiam gorąco <3
Hej!
OdpowiedzUsuńPo Twojej dłuższej przerwie kilka rozdziałów temu, ale również po mojej przerwie w korzystaniu z bloggera, wróciłam i nadrobiłam zaległości. Zacznę od tego, że po prostu Cię ubóstwiam i przypomniałam sobie, dlaczego obserwuję tego bloga.
Nie bez powodu kilka miesięcy temu szukałam jak największej liczby opowiadań o Tomie. Wyobrażałam sobie go szalonego, zapatrzonego w swoje cele, i, na swój sposób, genialnego. Perfekcyjnie udało Ci się zamienić w słowa to, co tkwiło w mojej głowie.
Mało tego, nie zrobiłaś z niego nagłego uczuciowca, lovelasa - wręcz Syriusza Blacka part 2. Ale jeśli o to chodzi muszę tylko dodać, że gdy czytałam kiedyś te pierwsze rozdziały, Twój styl i zarysy postaci wskazywały, że ten blog i ten Tom do takich należeć nie będą.
Sprytnie zawiązałaś więź między nim a Amy. Zastanawiam się tylko, jak przypadkowo "stworzył z niej" horkruksa. Z Harry'm przecież było trochę inaczej, chłopak dostał rykoszetem, a z Toma niewiele zostało. Dlatego jestem bardzo ciekawa, jak rozwiążesz ten problem. Bo jeśli Tom Riddle się nie zorientował, że podzielił swoją duszę na części, a nawet jedna z nich została w biednej dziewczynie, to musiało to być bardziej skomplikowane działanie, nie? xd
A jeśli chodzi o Amy, nadal ją podziwiam. Ja na jej miejscu próbowałabym chociaż zacząć grać na poziomie Riddle'a, ona jakby się poddała. Z drugiej strony, może to coś ze mną nie tak.
Pozdrowionka i czekam na następny rozdział,
Nija
PS. Żeby pisać o geniuszu w taki sposób, trzeba być geniuszem, wiesz?
WOW
UsuńDziękuję bardzo, naprawdę.
Szczerze nie spodziewałam się aż tak miłych słów, naprawdę aż chce się pisać! <3
Tom teoretycznie nie może być lovelasem, w końcu został poczęty z eliksiru miłosnego i nie może nikogo kochać.
ALE ALE
Kto powiedział, ze nie może być bardzo zapatrzony w we własną doskonałość. Ogólnie jego narcystyczna osobowość pozwala mi bawić się w wielu rejonach, takiej pseudo miłosnej na przykład.
Ogólnie lubię tak bardzo spojlerować wszystko no nie, że powiem, iż ogólnie jest już gdzieś w tekstach rozwiązanie tego horkruksa. ALE O TYM PÓŹNIEJ, NO NIE.
Żaden ze mnie geniusz,uwierz mi ;)
Dziękuję pięknie jeszcze bardzo i pozdrawiam cieplutko! <3