czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział szósty


Trzy długie minuty zajęło Amy podniesienie wzroku. Tom musiał przyznać, że nie spodziewał się po sobie takiej cierpliwości, ale jednak – stał tam pewnie i czekał na jej ruch.  Po raz pierwszy w życiu czuł jakby po jego kręgosłupie wspinało się coś lodowatego i igrało z jego wewnętrznym spokojem. Riddle pomyślał, że właśnie tak inni odczuwają stres.
Amy wyłamywała swoje palce, nie mogąc się zdecydować, czy wytrzyma spojrzenie Toma, czy lepiej jak będzie patrzyła w dół.
– Powinieneś pamiętać takie rzeczy, Tom – powiedziała.
Riddle poczuł, jak wzbiera się w nim irytacja.
– Powinienem pamiętać wiele innych rzeczy – oznajmił z naciskiem. – Nie mam w tej kwestii wiele do powiedzenia, nie sądzisz?
– Tych wspomnień – wskazała na swoją bliznę – nawet nie tknęłam.
Tom przyjrzał się białemu, gładkiemu wypukleniu, czując dziwną potrzebę ponownego dotknięcia tego punktu, chociaż wiedział, jaki ból to wywoła. Im dłużej tak stał tym dziwniejsze myśli go przepełniały. Miał ochotę wyrwać cały jej obojczyk, jakby zabierając swoją własność, która nigdy nie powinna być jej dana. Był jednak przekonany, że to by nie pomogło. Nie wystarczyło usunąć uszczerbku, żeby odebrać Amy coś, czego nie powinna posiadać. Riddle zaczął rozumieć, miał przygotowaną jasną odpowiedź na tę tajemnicę, ale wydawała się ona tak absurdalna, że uparcie szukał jakiegokolwiek innego rozwiązania.
– Kiedy ci to zrobiłem? – zapytał, wzdychając. Przeczesał swoje włosy, czując jak traci panowanie nad wszystkim, co miał kiedyś w posiadaniu. – Ta blizna nie może być starsza niż… dwa lata, więc podejrzewam, że właśnie tyle czasu igrasz z moją pamięcią. Dlaczego to zrobiłem? Biorąc pod uwagę twoje pochodzenie i całą, wiecznie przerażoną postawę, nie widzę w tym sensu…
– Bo nie ma w tym sensu – przerwała mu pewniej, zakładając ponownie koszulkę i zapinając guziki. – Nie ma ani sensu ani celu. Zrobiłeś to przypadkowo. A ja przypadkowo byłam tą przypadkową osobą. Całe moje życie dzięki tobie to jedna wielka pomyłka.
– A mimo to wciąż chcesz trzymać się mnie blisko.
– Nie mam wyjścia! – Pierwszy raz odważyła się tak podnieść głos w jego towarzystwie. Trzęsła się, ale nie wyglądało to na strach. Była rozdarta i w dosłownym tego słowa znaczeniu, w życiu, i w dokładnie tym momencie miedzy tym, czy mówić dalej czy nie. – Robi mi się niedobrze, gdy widzę twoją twarz, mam ochotę zrujnować twoje życie, tak jak ty zrujnowałeś moje, sprawić, żebyś cierpiał bardziej niż ja, w dniu, w którym zrobiłeś mi tę bliznę. Chciałabym przyprawić cię o koszmary, żebyś nie mógł spać w strachu przed nimi, żebyś stracił cel, a najlepiej, tak po prostu, zniknął. Umarł. Chciałbym cię zamordować, chciałam to zrobić już tyle razy, ale… nie jestem w stanie. Bo później znikasz mi z pola widzenia. I zaczynam za tobą tęsknić, jakbyś był dla mnie kimś bliskim. Potrzebuję usłyszeć twój głos, zobaczyć jak odgarniasz włosy z twarzy, utrzymać chociaż najkrótszy kontakt fizyczny, żeby poczuć się chociaż odrobinę lepiej. Ale to nigdy nie przynosi takiej ulgi, jaką myślę, że przyniesie. Jesteś zimny w dotyku, sztywny w swoich wyćwiczonych gestach, ton twojego głosu jest tylko na pokaz, tak obrzydliwie sztuczny, że czasami mam ochotę wypluć za ciebie słowa, które wypowiedziałeś. Masz krew tylu ludzi na rękach, mnóstwo myśli, od których robi mi się słabo. Ale później przychodzą momenty, w których to wszystko nie ma znaczenia, a ty stajesz się w moich oczach ideałem, panem swojego życia i w, takich chwilach, nie mam ochoty odchodzić od ciebie nawet na krok. W takich chwilach nie pragnę być sobą, pragnę być tylko jakąś aktywną częścią twojego istnienia i czuję, że musiałabym o to mocno zawalczyć, bo taki zaszczyt nie przychodzi za darmo.
Tom patrzył na nią, czując, że jej słowa przywracają mu spokój. Widział jak starała się opanować swój oddech, po jej policzkach rozlały się czerwone plamy, jej oczy błyszczały. Opuściła głowę, żeby nie mógł na to patrzeć.
– Jesteś moim pierwszym horkruksem, Amy? – zapytał Tom. Niepewność opuściła go prawie całkowicie i teraz tylko odczuwał zainteresowanie, graniczące z fascynacją. Uniósł jej głowę, żeby patrzyła mu w oczy. Pomimo całej tyrady, dotyczącej tego, jak bardzo zrujnował jej życie, nie widział w niej żadnych negatywnych uczuć. Musiała być teraz w ostatnim, opisanym przez siebie stanie. Tom wiedział, że mógłby przekonać ją do zrobienia wszystkiego. Amy, na którą teraz patrzył, była tą dziewczyną, którą poznał na peronie, która martwiła się o niego, zaraz po tym, jak rzuciła na niego zaklęcie i która podeszła do niego w miodowym królestwie.
– Pierwszym, przypadkowym – potaknęła.
– Tak, wiem, przypadkowym. ­­– Ujął jej twarz w dłonie, doszukując się w jej oczach części samego siebie. – Niesamowite – mruknął, czując jak dziewczyna słabnie pod wpływem jego dotyku. – Nigdy nie przypuszczałem, że horkruksem może stać się człowiek. Próbowałem już ze zwierzętami, mianowicie z jednym, ale nic nie wskazywało na to, żeby przeżył. A ty… jesteś cała, jesteś zdrowa, nie masz żadnych uszczerbków na ciele czy...
– Żadnych uszczerbków…
– Och, tak oczywiście, twoje życie nie należy do ciebie, absolutnie – przyznał, z uśmiechem na ustach. – Szczególnie od tego momentu. Teraz skupimy się na tym, żeby utrzymać w tobie ostatnie odczucia wobec mnie, dobrze Amy? To zadziwiające, jak jedna mała zaleta w twoim istnieniu może zmienić moją opinię. Zamierzałem cię zabić, a teraz nie pozwolę cię nikomu tknąć. Powiedz mi, czy kiedykolwiek doszliśmy do tego momentu w naszych poprzednich znajomościach?
– Nie.
– A powinniśmy – powiedział lekko. – Pomyśl, ile cierpienia i niepewności byś sobie oszczędziła, gdybyś od razu oddała się w moje ręce.
– Oszczędziłabym sobie cierpienia, gdybym od początku trzymała się od ciebie z daleka.
Tom poczuł dystans, ale nie odsunął się nawet o krok.
– Nadałem ci sens, Amy. Każdy inny czarodziej o krwi tak brudnej jak twoja, chciałby być na twoim miejscu. Może jeszcze tego nie rozumiesz, ale przekonasz się.
             

Na początku grudnia Chris Rosier wywołał spore zamieszanie wśród Ślizgonów. Od niedawna zaczął spotykać się z niejaką Emilią Green, dziewczyną, która nie dość, że pochodziła z Haflepuffu, to była szlamą. Normalnie wychowankowie domu węża starali się nie ujawniać za bardzo ze swojej niechęci do mugolaków, żeby nie wdawać się w żadne kłopoty z nauczycielami w Hogwarcie, ani nie zrażać do siebie innych, wartościowych czarodziejów. Tak długo jak sprawa nie dotyczyła Slytherinu bezpośrednio, tak nie należało się niczym przejmować, przynajmniej nie otwarcie. Jednak gdy jeden z bardziej szanowanych członków domu pozwolił sobie na tak karygodny ruch, jakim było zadawanie się ze szlamą, inni zaczęli gadać. Doszło nawet do tego, że Chris otrzymywał groźby od ludzi, którzy jeszcze niedawno byli jego bliskimi znajomymi. Na początku niektórzy twierdzili, że to jedynie plotki, ale Rosier szybko rozwiał te nadzieje, spędzając z Emilią całe dnie, odprowadzając ją pod sale, w których akurat miała zajęcia i zapewniając ją o swojej miłości, tak głośno, że ludzie w odległości dwudziestu metrów słyszeli, co mówił. Para nie mogła się od siebie oderwać, wszędzie chodzili za rękę, a Chris co chwila skradał Green pocałunki, nie zważając na ludzi dookoła.
– Nie dam rady długo tego ciągnąć – oznajmił na jednym ze spotkań śmierciożerców. – Gdyby moja matka dowiedziała się, co robię, natychmiast zabrałaby mnie z Hogwartu. Okrywam hańbą mój ród.
– Twoja matka o niczym się nie dowie, przynajmniej nie teraz – zapewnił go Tom, który w pewnym momencie zaczął czuć politowanie do Rosiera. – Gdy już wykonasz to zadanie w całości, przekonasz się, że cierpienie jest warte skutków. Co prawda w Hogwarcie zrobi się wtedy małe zamieszanie, o ile nie zatuszują przed nami gładko całej sprawy, ale nie sadzę, by im się udało. Spodziewam się, że Prorok Codzienny odpowiednio rozpowszechni to zdarzenie.
Dolohov poruszył się niespokojnie na krześle i odchrząknął.
– Nasze nazwiska będą w Proroku?
– Uważasz mnie za głupca, Antoni? – zapytał Tom matowo. Na każdym ze spotkań Dolohov potrafił powiedzieć coś, co irytowało Riddle’a. Miał w sobie motywację, do mordowania mugolaków i mugoli, ale wiecznie bał się o swoją reputację. – Gdybym chciał, żebyście trafili do Azkabanu, już dawno byście tam byli. Nie pragnę, by sytuacja rozwinęła się dla was w ten sposób, dlatego zalecam wam robić wszystko według planu. Z kim ty zawarłeś znajomość?
– Z Albertem Cooperem. Jest z Ravenclawu, typowy kujon. Jego ulubiony temat to numerologia.
Tom najpierw przyglądał się Antoniemu z dystansem, po czym skinął.
– Więc… co tak właściwie mamy z nimi zrobić? – zapytał Chris, drapiąc się w zakłopotaniu po głowie.
– Spędzić święta.
Rosier zastygnął z miną kogoś, komu właśnie został wymierzony policzek. Dolohov również nie wydawał się zbyt uszczęśliwiony słowami Toma.
– Moja matka mnie zabije, jak dowie się, że zamiast wrócić do domu, wybieram się do rodziny mugoli!
– W tym jest haczyk. Powiesz swojej rodzinie, że zostajesz w Hogwarcie – zaczął Riddle, opierając się wygodnie na krześle. – Od pewnego czasu zajmuję się warzeniem eliksiru wieloskokowego. Skończę go w przeciągu dwóch tygodni. Do tego czasu zdobądźcie materiał genetyczny waszych nowych przyjaciół, dowiedzcie się, gdzie dokładnie spędzają święta. Krótko mówiąc, to nie oni wrócą do domu tylko wy, pod działaniem mikstury. Zabierzecie również ich różdżki, rzeczy, zwierzęta. Ja oraz reszta upewnimy się, że Emila i Albert prześpią wigilię i obudzą się dopiero, gdy wy zakończycie swoje zadanie.
Chris oraz Antoni wymienili się spojrzeniami.
– A jaki… tak w-właściwie… – wyjąkał Chris, drapiąc się mocniej po głowie, jakby próbował sobie przypomnieć coś ważnego – jest ten p-plan?
– Wszystko w swoim czasie – oznajmił Tom formalnie. – John oraz Amy będą zastępować was podczas nieobecności.
Avery wyprostował się dumnie na krześle, spoglądając wyniośle na Urszulę. Black odchrząknęła, ukrywając irytację, chociaż i tak zdołała rzucić Benson pogardliwe spojrzenie. Nikomu nie podobało się, że Krukonka o nieczystej krwi bierze udział w spotkaniach. Amy czuła niechęć innych członków grupy i darzyła dokładnie takim samym uczuciem ich oraz całe te schadzki. Odkąd Tom poznał tajemnicę Amy, starał się ją mieć jak najbliżej siebie przez cały czas.
– Jaka jest moja rola w tym wszystkim? – zapytała Urszula, ignorując fakt, że nie tylko ona nie była zamieszana w spisek. – Mogę okazać się przydatna.
– Nie jesteś tutaj potrzebna. Powinnaś skupić się na profesor Merrythough, o której zdajesz się zapominać.
– Z całym szacunkiem, uważam, że mam lepsze kompetencje do zastępowania Chrisa czy Antoniego niż Amy Benson. Znam ich dłużej, wiem jak się zachowu…
– Gdybym uważał, że lepiej nadajesz się do tego zadania, to bym cię wybrał. Jednak twoja arogancja jest na tyle dominująca, że nawet przez chwilę nie potrafiłabyś z niej zrezygnować.
Urszula zamilkła i zacisnęła usta. Bez zbędnego przeciągania, wstała i pomaszerowała wściekle do swojego dormitorium. Tom odprowadził ją lekceważąco spojrzeniem.
– Spotkanie możemy uznać za skończone.


– Mam powiedzieć rodzicom, że nie wracam na święta? – zapytała Amy kilka godzin później, gdy wraz z Tomem przechadzali się po szkolnych błoniach. Było mroźno, nie tak przejmująco zimno jak zaledwie kilka dni temu, ale dziewczyna wciąż ukrywała twarz w szalu, patrzyła w dół.
– Sądziłem, że wywnioskowałaś to z naszego spotkania – odparł bezbarwnie. Zatrzymali się tuż przy przymarzniętej tafli jeziora.
Amy potarła swoje ramiona i przystanęła z nogi na nogę.
– Obejmij mnie – powiedziała spokojnie, zerkając w jego kierunku.
– Czemu? – zapytał Tom, absolutnie nie odczuwając jakiejkolwiek potrzeby kontaktu fizycznego.
– Ponieważ mi zimno.
Riddle spojrzał na nią z dystansem, ale otoczył ją ramieniem, przyciągając bliżej do siebie. Amy wtuliła się w niego zupełnie ufnie, podrywając głowę, żeby ponownie złapać kontakt wzrokowy.       
– Zatem spędzamy razem święta – oznajmiła lekko. – Zamierzasz mi coś kupić?
– Dlaczego miałbym ci coś kupować?
– Przyjaciele dają sobie prezenty na święta.
– Masz coś dla mnie?
– Jeszcze nie – powiedziała krótko, wznosząc oczy wyżej, ku białemu niebu. – Ale mam już kilka pomysłów.
Tom przyglądał się jej, marszcząc brwi. Czuł jej ręce, gdy tak go obejmowała i ciepło bijące od jej ciała, pomimo że to ona szukała kogoś, by się ogrzać. Śnieg leniwie padał na jej twarz, gdy tak patrzyła, odchylona. Wyciągnęła język, czekając, aż któryś z płatków na niego opadnie, a gdy tak się stało, zwróciła swoją uwagę ponownie na Riddlea, uśmiechając się.
– Już się mnie nie boisz – bardziej stwierdził, niż zapytał.
Amy zrzedła trochę mina, ale nie odsunęła się.
– Stało się już najgorsze – powiedziała trochę z żalem, trochę z ulgą. – Teraz może być już tylko lepiej.
Tom mimowolnie zastanowił się nad jej słowami. Gdy poczuł, że Amy opiera policzek na jego piersi, przybliżając się tym samym trochę bardziej, sam objął ją mocniej. Benson, sama w sobie, nie była osobą, którą darzył silnymi uczuciami, negatywnymi czy też pozytywnymi. Jednak świadomość, że była w posiadaniu cząstki jego duszy, budziła w nim zupełnie dziwaczne emocje, które ciężko było mu zaszufladkować. 

4 komentarze:

  1. Wow. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Trafiłam tu przypadkiem i już wiem, że będę śledzić każdy kolejny rozdział ;) Podoba mi się, że nawiązuje do mojej ulubionej serii książek ;)
    Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ^_^
    Chętnych zapraszam też do siebie:
    http://anioly-naprawde-istnieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że wytrwasz ;)
      Pozdrawiam gorąco <3

      Usuń
  2. Hej!
    Po Twojej dłuższej przerwie kilka rozdziałów temu, ale również po mojej przerwie w korzystaniu z bloggera, wróciłam i nadrobiłam zaległości. Zacznę od tego, że po prostu Cię ubóstwiam i przypomniałam sobie, dlaczego obserwuję tego bloga.
    Nie bez powodu kilka miesięcy temu szukałam jak największej liczby opowiadań o Tomie. Wyobrażałam sobie go szalonego, zapatrzonego w swoje cele, i, na swój sposób, genialnego. Perfekcyjnie udało Ci się zamienić w słowa to, co tkwiło w mojej głowie.
    Mało tego, nie zrobiłaś z niego nagłego uczuciowca, lovelasa - wręcz Syriusza Blacka part 2. Ale jeśli o to chodzi muszę tylko dodać, że gdy czytałam kiedyś te pierwsze rozdziały, Twój styl i zarysy postaci wskazywały, że ten blog i ten Tom do takich należeć nie będą.
    Sprytnie zawiązałaś więź między nim a Amy. Zastanawiam się tylko, jak przypadkowo "stworzył z niej" horkruksa. Z Harry'm przecież było trochę inaczej, chłopak dostał rykoszetem, a z Toma niewiele zostało. Dlatego jestem bardzo ciekawa, jak rozwiążesz ten problem. Bo jeśli Tom Riddle się nie zorientował, że podzielił swoją duszę na części, a nawet jedna z nich została w biednej dziewczynie, to musiało to być bardziej skomplikowane działanie, nie? xd
    A jeśli chodzi o Amy, nadal ją podziwiam. Ja na jej miejscu próbowałabym chociaż zacząć grać na poziomie Riddle'a, ona jakby się poddała. Z drugiej strony, może to coś ze mną nie tak.
    Pozdrowionka i czekam na następny rozdział,
    Nija
    PS. Żeby pisać o geniuszu w taki sposób, trzeba być geniuszem, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WOW
      Dziękuję bardzo, naprawdę.
      Szczerze nie spodziewałam się aż tak miłych słów, naprawdę aż chce się pisać! <3
      Tom teoretycznie nie może być lovelasem, w końcu został poczęty z eliksiru miłosnego i nie może nikogo kochać.
      ALE ALE
      Kto powiedział, ze nie może być bardzo zapatrzony w we własną doskonałość. Ogólnie jego narcystyczna osobowość pozwala mi bawić się w wielu rejonach, takiej pseudo miłosnej na przykład.
      Ogólnie lubię tak bardzo spojlerować wszystko no nie, że powiem, iż ogólnie jest już gdzieś w tekstach rozwiązanie tego horkruksa. ALE O TYM PÓŹNIEJ, NO NIE.
      Żaden ze mnie geniusz,uwierz mi ;)
      Dziękuję pięknie jeszcze bardzo i pozdrawiam cieplutko! <3

      Usuń