środa, 28 października 2015

Rozdział piąty


Przyszedł listopad, a co za tym idzie, rozpoczął się sezon quiddicha. Tom dawno nie widział Johna tak podekscytowanego.
– W tym roku znowu rozłożymy Gryfonów na łopatki! – krzyknął, prawie podskakując z ostatnim słowem, kiedy przechodzili przez dziedziniec. Była sobota, śnieg padał jak oszalały, pozbawiając krajobraz koloru. Tego dnia odbywała się jedna z ostatnich wycieczek do Hogsmeade i chętni mieli zjawić się na błoniach zamku. Tom nieszczególnie chciał odwiedzać to miasteczko, ale potrzebował informacji, znajomości, które do tej pory nie były konieczne. Dowiedział się również, że Amy Benson wybiera się ze swoim marnym gronem znajomych do Miodowego Królestwa, a moment szczęścia w jej życiu, byłby obelgą dla jego dumy. John ciągle zasypywał Toma informacjami, dotyczącymi prezentów, jakich jego matka zażyczyła sobie na nadchodzące urodziny. Riddle nie usłyszał w liście rzeczy nic wartościowego i zaczął się zastanawiać, jak to możliwe, ze Averowie zostali szanowanym rodem czarodziejów. Jeśli John nie zmądrzeje, to albo Tom powstrzyma ich drzewo genealogiczne przed rośnięciem, albo sam Avery doprowadzi je do upadku.
Pogoda w Hogsmeade, o ile było to możliwe, okazała się jeszcze gorsza niż na terenie szkoły. Wiatr pędził ze świstem między budynkami, przez co śnieg sypał z zadziwiającą prędkością w przybywających. Jeśli ktoś wychodził na zewnątrz to tylko po to, by natychmiast schronić się przed pogodą w innym sklepie czy pubie. Tom, zawsze dumnie chodzący i emanujący pewnością siebie, stał się nagle pospolitym przechodniem, który idąc, wpatrywał się we własne buty, którego oczy zachodziły łzami z powodu wiatru, a w czarne loki wsiąkały lodowate płatki śniegu.
Miodowe Królestwo witało przyjemnym, ciepłym podmuchem, przesiąkniętym słodkim zapachem. Cukiernia zapełniona była przez uzależnionych od cukru, pulchnych czarodziejów oraz, na ten czas, uczniów Hogwartu. Tom nie przepadał za słodyczami, zawsze robił się po nich śpiący, co zakłócało jego grafik. Kandyzowane ananasy, które właśnie kupował, uśmiechając się do przysadzistej sprzedawczyni, były przeznaczone dla zupełnie innej osoby.
Riddle zmniejszył pudełeczko zaklęciem, by mógł je bez problemu włożyć do kieszeni płaszcza i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu jego ulubionej szlamy, ale natrafił wzorkiem na kogoś o wiele bardziej interesującego. COŚ bardziej interesującego.
Srebrny medalion. Szmaragdowe akcenty, układające się w literę S, błysnęły kusząco. Gdyby naszyjnik nie był taki duży, już dawno zaginąłby w ogromnych piersiach właścicielki, które ściśnięte przez coś na kształt gorsetu eksponowały się zdecydowanie za mocno, a już na pewno niesmacznie. Różowa szata postarzałej kobiety była tego samego koloru, co jej pyzate policzki, a to z kolei mocno kontrastowało ze wściekle rudą peruką, tak wysoką, że nawet Tiara przydziału miałaby problemy z jej zakryciem. Tom zamarł, podniecony widokiem TEGO MEDALIONU, biżuterii, która należała do samego Salazara Slytherina i jednocześnie obrzydzony postawą właścicielki.
Czas zwolnił, gdy ruszyła w jego stronę. Medalion przyciągał go wszystkim, czym mógł. Zdecydowanie nie należał do żałosnych podróbek, jakie widział czasami na czarnych rynkach.
Riddle uśmiechnął się, delikatnie unosząc lewy kącik ust, przygładził włosy i rozszerzył oczy. Skierował całą uwagę na właścicielce, czekając tylko aż ta zwróci na niego swoje prosiakowate spojrzenie. Nie raz już oczarowywał ludzi przy pierwszym spotkaniu, nie widział problemu w ponownym wykorzystaniu swoich umiejętności.
– Tom. – Przed nim, jakby znikąd, pojawiła się Amy. Poczuł uścisk jej ciepłej dłoni na nadgarstku i coś nim szarpnęło. Tym razem upewnił się, że nie było to przyjemne uczucie, dosyć bolesne, ale jednocześnie bardzo satysfakcjonujące. Benson żuła lukrecjową różdżkę, wpatrując się Riddle’a tak intensywnie, jakby próbowała mu coś przekazać, nie używając słów. Amy często w ten sposób na niego spoglądała, więc Tom nie widział w tym nic dziwnego. – Co tutaj robisz? Przecież nie lubisz słodyczy.
Poczuł się wytrącony z równowagi. Chciał skupić się na medalionie, ale jednocześnie przyszedł do Miodowego Królestwa głównie z powodu igrania na psychice dziewczyny. Oczywiście, na pierwszy plan wysunęło się znalezisko, jednak teraz, gdy Amy przed nim stała, poczuł, że to wcale nie jest było tak istotne, jak myślał kilka sekund .
– Nie mówiłem ci, że ich nie lubię – powiedział spokojnie, nie odwracając wzroku. Amy zacisnęła pokryte lepkim cukrem usta. – Ach… oczywiście, że mówiłem.
Benson miała w oczach ten sam strach, który nie opuszczał jej odkąd Tom odkrył kilka paskudnych tajemnic.
– W-wspomniałeś kiedyś – oznajmiła, próbując wzruszyć ramionami.
Riddle usłyszał za sobą gruby, kobiecy głos i od razu powiązał go z właścicielką naszyjnika. Wciąż jednak patrzył na Amy i zastanawiał się, dlaczego wydawała się ważniejsza.
Jak bardzo zdążyła namieszać mu w głowie?
– Nie powinnaś tego jeść – powiedział, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. – Cukier zabija.
– Ale sprawia, że jestem szczęśliwa. – Wpatrzyła się w zastanowieniu w nadgryzioną lukrecję. – Chyba mam tendencję do otaczania się rzeczami, które zabijają.
Podniosła wzrok, a Tom zwęził oczy.
– Co masz na myśli?
– Jestem uzależniona od słodyczy – rzuciła lekko, biorąc kolejnego gryza słodkiej różdżki.
Riddle zabrał z jej dłoni lukrecję i szturchnął delikatnie w kierunku wyjścia.
– Powinniśmy udać się gdzieś indziej.
Tom, wychodząc, wiedział, że zaprzepaścił swoją szansę w najgorszy możliwy sposób. Ale najżałośniejsze było to, iż nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
W Gospodzie pod trzema miotłami panowało takie zamieszanie, że ciężko było przejść do wolnego miejsca bez potrącenia kogoś bądź czegoś. Dzbanki i butelki z przeróżnymi trunkami śmigały w powietrzu, a kelnerzy i kelnerki z gracją uchylali się przed naczyniami.
Riddle poprowadził Amy do stolika, choć nie wydawało się, by potrzebowała jakiejkolwiek pomocy z jego strony. Dziewczyna zamówiła piwo kremowe, ale Tom, który od niedawna był przeciwny spożywaniu cukru przez Benson, powiedział kelnerce, że proszą tylko o ognistą. Oparł głowę na splecionych dłoniach, rozkoszując się niepewnością i zdenerwowaniem Benson.
– Nadrobiłaś już zaległości? – zapytał spokojnie ale stanowczo, dając jej do zrozumienia, że nie oczekuje odpowiedzi negatywnej.
– Ostatnio ciężko mi się skupić na nauce – powiedziała niepewnie, zerkając w prawą stronę, oczami wielkimi z przerażenia.
Riddle podążył za jej spojrzeniem i ujrzał Dumbledore’a, wesoło rozmawiającego z innymi. Jego haczykowaty nos oraz obwisłe policzki poczerwieniały od przebywania na mrozie. Tom wzdrygnął się na samą myśl o tym, że to właśnie Albus był uznawany za najpotężniejszego czarodzieja w świecie magii.
– Profesor Dumbeldore jest niezwykłym człowiekiem, wartym uwagi, zgadzam się – powiedział wyraźnie, a następnie zniżył głos. – Jednak jeśli jeszcze raz spojrzysz w ten sposób w jego stronę, mogę stracić do ciebie cierpliwość, moja droga.
Tom położył dłoń na jej dłoni i natychmiast ją zabrał. Poczuł się, jakby ktoś trzasnął go w palce grubą książką. Riddle zmarszczył brwi w zaciekawieniu i ponowił kontakt, zanim Amy zdążyła schować ręce pod stołem. Próbowała się wyrwać, ale to sprawiło, że ucisk tylko się zacieśnił.
– Też to czujesz – stwierdził, patrząc w zafascynowaniu jak grymas bólu wykrzywia jej twarz. Tępe pulsowanie narastało pod jego skórą. – Dlaczego tak działa na ciebie dotyk?
– Tylko twój – wydusiła przez zaciśnięte zęby, próbując ponownie się uwolnić, ale bez skutku – ma na mnie taki wpływ. Jak trucizna.
– Jesteś głupia, Amy? – zapytał, zabierając dłoń. Ból mrowił jeszcze przez chwilę pod jego skórą i musiał mocno wyprostować palce, żeby się na nim nie skupiać.  
– Słucham?    
– Wymazujesz mi wspomnienia odkąd tylko mnie poznałaś, a z tego, co wywnioskowałam, poznałaś mnie dobrze. Prawdopodobnie nikomu innemu się to nie udało. Twierdzisz, że nawet ja nie znam siebie w ten sposób. Sam mój dotyk sprawia ci fizyczny ból, co więcej, przerażam cię. Nie dziwię się. Jesteś szlamą, a doskonale wiesz, jak gardzę takimi podczarodziejami. Pomimo tego wszystkiego pierwszego września podeszłaś do mnie na peronie, zaproponowałaś mi znajomość, a nawet przyjaźń. Gdy tylko zrozumiałaś, że wiem o twoich tajemnicach, opuściłaś szkołę. Myślałem, że już więcej nie wrócisz, co byłoby mądrym posunięciem, zakładając, że wiedziałaś, co chciałem ci zrobić. Ale wróciłaś. Co więcej, to ty mnie dzisiaj znalazłaś. Nie mielibyśmy tej rozmowy, gdybyś trzymała się z daleka. Jednak siedzisz tu teraz, co chwila zmieniając swoje nastawienie, a moje wspomnienia wciąż są nienaruszone.
– Nawet gdybym je usunęła, nie zauważyłbyś.
Tom sięgnął po dłonie Amy, mocno splatając ich palce na blacie stołu. Uśmiechnął się szeroko, a był to jeden ze szczerych, ale czarujących uśmiechów. Zaśmiał się cicho.
– Jesteś jedną wielką zagadką. Można by pokusić się o stwierdzenie, że moje nazwisko bardziej pasuje do ciebie niż do mnie, a też, delikatnie rzecz ujmując, nie mam łatwego charakteru. Jednak nawet, jeśli teraz nie mogę cię zrozumieć, to prędzej czy później to zrobię. A wtedy pożałujesz wszystkich zatajonych przez ciebie wydarzeń.
– To nie ja będę żałować.
Toma w najmniejszym stopniu nie zraziły te słowa, jednak coś innego wzbudziło w nim niepokój.
Pogładził kciukiem wnętrze lewej dłoni Amy, doszukując się mocniejszych wrażeń, uderzenia bólu. Jedyne, co czuł to delikatne mrowienie, wywołane tym, że Benson zawsze miała ciepłe ręce, a on wręcz przeciwnie. Z kolei jego prawa dłoń wciąż pulsowała bólem tak mocno, że miał ochotę natychmiast przerwać kontakt fizyczny.
Tom puścił lewą rękę dziewczyny i zatrzasnął w uścisku jej prawy nadgarstek. Szybko podwinął rękaw Amy. Skóra po wewnętrznej stronie przedramienia była cienka jak papier, Riddle gołym okiem widział pajęczynę zielonych żył. Przejechał palcem wskazującym od przegubu, coraz wyżej, a skóra Benson nagrzewała się, parzyła, jakby chciała go odrzucić. Gdy doszedł do zagięcia łokcia, Amy jęknęła głośno, a z jej oczu poleciały łzy.
Tom puścił ją, żeby nie robić zamieszania. Minę miał poważną. Mocno marszczył brwi, ponownie opierając głowę na splecionych dłoniach i przyglądając się, jak Amy drżącą ręką ociera łzy, zerkając na niego jak ofiara. Riddle upewnił się, że Dumbledore oraz reszta wciąż zajmuje się swoimi sprawami, po czym zwrócił się do dziewczyny:
– Powinniśmy już wracać. – Jego wzrok zdawał się nieobecny, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. – Jestem blisko rozwiązania jednej z twoich zagadek, Amy. I wydaje mi się, że jeszcze dzisiaj uzyskam kilka odpowiedzi na moje pytania.
Przełknęła ślinę.
Tom wcale nie wydawał się szczęśliwy czy niezdrowo podekscytowany. Ucichł i przybrał zamyślony wyraz twarzy. Pozostał już taki, dopóki nie zjawili się w Hogwarcie. Wtedy też wpadli na znajomych Amy. Stali przy głównym wejściu, widocznie czekając, aż pojawi się ich przyjaciółka.
– Hej, dlaczego tak nagle zniknęłaś? – zapytał Beniamin, rudy i wysoki czarodziej, z którym Tom chodził na historię magii.
Niska blondynka, stojąca koło niego, zmierzyła Toma wzrokiem i uśmiechnęła się pod nosem.
– Następnym razem, jak będziesz chciał ją tak porywać, chociaż nas ostrzeż – oznajmiła przyjaźnie. Chyba miała na imię Anita. Tom widział ją już wcześniej, przy wielkiej sali. 
– Martwiliśmy się.
Posłał im skruszone spojrzenie.
– Oczywiście, wybaczcie, nie pomyślałem – przyznał. – Niestety jeszcze na chwilę ją wam zabiorę. Musimy porozmawiać.
Riddle nie czekał na ich reakcję, tylko złapał Benson za lewą rękę i pociągnął za sobą.
– Zakochani już tak mają – westchnęła za nimi Anita. – Cały czas chcą spędzać tylko ze sobą.  
Po łazience prefektów rozlewało się zimne światło, wchodzące przez wysokie zakratowane okna. Teoretycznie powinno być to budzące przyjemne odczucia, dosyć przytulne pomieszczenie, jednak Amy cała się trzęsła. Tom rzucił swój płaszcz i szal na podłogę i pomógł Benson zdjąć jej. Dziewczyna ściskała w ręce różdżkę, jednak Riddle zacmokał tylko i bez problemu ją rozbroił.
Amy dała mu się sterować jak marionetka. Tom ustawił ją przodem do okna. Białe światło objęło jej sylwetkę, jakby się w nim zanurzała. On sam oparł się o framugę i skrzyżował ręce na piersi. Dzielił ich niecały metr.
– Zdejmij bluzkę.
– Nie.
– Nie będę się powtarzać, Amy.
Benson zdjęła sweter bez rękawów przez głowę i poluzowała srebrno – niebieski krawat. Tom niewzruszenie patrzył, jak nieporadnie rozpina guziki białej koszuli. Jej palce trzęsły się tak bardzo, że dopiero po kilku minutach ubranie wylądowało na podłodze. Riddle podszedł bliżej. Kilka pieprzyków i biała, owalna blizna były jedynymi wyróżniającymi się znakami na jej ciele. Gdy przybliżył dłoń do jej prawego obojczyka, poczuł ciepło i to kujące, ale satysfakcjonujące mrowienie. Dotknął białego wypuklenia i przeszył go ból tak intensywny, że odsunął się o krok, w tym samym momencie, w którym Amy krzyknęła. Tom natychmiast zakrył jej usta, nie chcąc, by ktokolwiek dowiedział się, że tu byli.  
– Skąd masz tę bliznę?








Sama nie mogę uwierzyć, że jest nowy rozdział!
Jednak pojawił się, a moje obietnice, że będzie w nim dużo mniej Amy nie zostały dotrzymane, wybaczcie. Ale za to wyjaśniam powoli wszystko, dotyczące Benson i ZABIERAM SIĘ TEŻ ZA MNIEJ ,,istotne" SPRAWY. Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, dostałam super powera, jak je sobie przeczytałam i napisałam ten rozdział w dwa dni!
I jeszcze ludzie, dałam taki super podkład, którym po prostu jaram się bardzo w tle i na początku zawsze wskakują mi reklamy :/ Więc jakbyście wchodzili sobie tutaj i słyszycie jakąś reklamę, to wystarczy odświeżyć stronę i supi podkład leci! Nie zalecam do czytania, ale na pewno wprawia w odpowiedni nastrój. 
Pozdrawiam <3


5 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza! Jak tylko zobaczyłam nowy rozdział rzuciłam wszystko i poszłam czytać. Sama nie mogę uwiersyć, że po tak długim czasie coś dodałaś, jestem mile zaskoczona.
    Może jestem mało domyślna albo wszystko wyjaśniasz między wierszami, ale ta ich zagadkowa znajomość do żadnych wniosków mnie nie doprowadziła. Myślę, że w końcu, w którymś rozdziale mi to objawisz, bo na razie jest wiele znaków zapytania, a tak mało odpowiedzi. Cofnę się do poczatku to może coś do mnie dotrze. Podoba mi się w tekście to, że Tom nawet na chwilę nie staje się kimś innym. Cały czas gardzi szlamami, nie zmieniasz go ani na chwilę. Trzymasz fason. Nie lubię słodkich opowiadanek i przerysowanych po stokroć! A postać Amy wydaje się sama pchać w jego stronę. Taka delikatna, ale silna. Jeszcze dodam, te opisy! Uwielbiam to, jak przejrzyście wszystko oddajesz. Nie które autorki po prostu pisza długie teksty i męczał człowieka, tutaj wszystko jest idealnie dograne. Jako stała czytelniczka czekam na nowość. Trochę chaotyczny komentarz, wybacz. Dawno takowych nie pisałam.

    Pozdrawiam,
    Mała Mi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś pierwsza! <3
      W sumie racja, nie wyjaśniłam jeszcze wszystkiego tak super ekstra dokładnie, ale wydaje mi się, że od razu wszyscy się wszystkiego domyślą, haha :D
      Dziękuję bardzo, komentarz super ekstra!
      Buziaki <3

      Usuń
  2. Hejka!
    Z przykrością stwierdzam, że zapomniałaś mi przypomnieć o tym rozdziale, dobrze że sama sobie przypomniałam.
    Coraz bardziej podoba mi się ta historia, jest zagadkowa i tajemnicza, a już pewnie sie domyśliłaś, że takie lubie najbardziej. Co więcej zakochałam sie w postaci Amy, bo jest absolutnie wyjątkowa i nie powtarzalna.
    Życzę ci jak najwięcej weny tworczej, żeby rozdziały pojawiały sie jak najcześciej. <3
    Buziaki, uściski i do zobaczenia jutro
    Pati <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pati, kochana moja <3
      Sorrki, hahaha XD Następnym razem na pewno przypomnę.
      Aaaa dziena za Amy, to super satysfakcjonujące!
      Do zobaczenia! <3

      Usuń
  3. Swietny rozdzial :) Ta zagatkowa znajomosc Toma i Amy kurcze az chce sie wiedziec o co chodzi, w ogole ta dezorientacja Toma w tym temacie ich przyjazni wydaje mi sie ze go to niesamowicie dreczy, postac Amy pokochalam od samego poczatku jest swietna :) czekam na wiecej rozdzialow :)

    OdpowiedzUsuń