piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział trzeci

Przestrzeń Wielkiej Sali wypełniały rozmowy i zapach jedzenia, jak zwykle świetnie przygotowanego przez domowe skrzaty. Świece oświetlały pochmurne niebo i dodawały trochę optymizmu ponurej barwie sklepienia. Nic nie wskazywało na to, żeby pogoda miała się poprawić. Uczniowie nie byli zadowoleni z takiego stanu rzeczy. Nie spodziewali się, że temperatura spadnie poniżej dziesięciu stopni już na początku września. Niektórzy nawet zaczęli chodzić w szalikach, by chronić twarz przed porywistym wiatrem. Poprzedniego wieczoru temperatura osiągnęła minus dwa stopnie i rano na błoniach można było zobaczyć jak trawę pochłania szron.  Nawet Kraken przestał na ten czas wynurzać macki z jeziora, jakby nie chciał czuć lodowatych podmuchów powietrza. Wielka Sala była jednym z najcieplejszych miejsc w Hogwarcie, więc gdy Tom i John poszli na obiad, prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Po kilku dobrych chwilach poszukiwań, jakoś udało im się wcisnąć na miejsca przy końcu stołu.
— Co ta Benson zrobiła ci na Zaklęciach? — zapytał Avery, nakładając sobie kilka skrzydełek w miodzie na talerz.
— Znasz ją? — zainteresował się Tom, biorąc duży łyk soku z dyni.
— Tak — powiedział John niepewnie. — Nigdy z nią nie rozmawiałem, ale przecież ty to często robisz. Nie bardzo rozumiem, dlaczego — dodał cicho.
— Ach, tak.
John zajął się potrawami, smakowicie lśniącymi w blasku lewitujących świec. Choć pochodził ze starego, szanującego się rodu czarodziejów i z pewnością uczono go podstaw kultury oraz zachowywania się przy stole, to już po chwili Tom widział go z ustami pełnymi słodkich ziemniaków i białego mięsa, które Avery próbował przełknąć, pomagając sobie wielkim łykiem soku dyniowego. Usta błyszczały mu od tłuszczu, a Ślizgoni patrzyli na niego z dystansem, ale to nie powstrzymało go przed nałożeniem sobie porządnej porcji racuchów z jabłkami, a następnie sięgnieciem po czekoladowy pudding i wielki kawał placka z rabarbarem, oprószonego kruszonką    
Voldemort zjadł obiad automatycznie. Apetyt przeszedł mu wraz ze słowami Avery’ego, chociaż jedzenie w Hogwarcie było zawsze znakomite. Tomowi udało się zachować standardy swojego udawania. Nawet nawiązał kilka krótkich rozmów ze znajomymi, siedzącymi akurat w pobliżu. Nie musiał się zbytnio wysilać i nadwyrężać swojej dumy, gdyż przy stole Ślizgonów siedziały raczej osoby godnie noszące miano czarodzieja i obchodzące się z nim z należytym szacunkiem.
W środku Riddle był na granicy paniki. Pamięć nie zawiodła go jeszcze nigdy, a już na pewno nie, jeśli chodziło o znajomości z innymi czarodziejami. W końcu wywierając na nich wpływ, osiągał zamierzone cele, mógł unikać kar czy nawet podejrzeń za łamanie czarodziejskiego prawa. Amy Abigail Benson była czystokrwistą czarownicą z nieprzeciętnymi zdolnościami w zaklęciach i dziwnym charakterem. Tom nie mógł tak po prostu zapomnieć, że kilka razy z nią rozmawiał, może nawet częściej niż kilka razy, zwłaszcza, że dziewczyna nie dawała o sobie zapomnieć, od kiedy spotkali się na peronie. Jej zachowanie na lekcji zaklęć było czymś niespodziewanym. Po incydencie nawet nie przeprosiła go osobiście, chociaż miała wyrzuty sumienia. Tom wiedział, że miała. Później ćwiczyli w ciszy, łagodnie, a Amy czasami nawet posyłała Riddle’owi krótkie uśmiechy. Tom wiedział, że były szczere i pierwszy raz nie potrafił na to zareagować.
Urszula weszła na obiad spóźniona i trochę zdenerwowana. Jej jasne włosy wymknęły się z ciasnego koka, ale zanim usiadła koło Riddle’a, naprawiła fryzurę prostym zaklęciem. Duża część uczniów udała się już na zajęcia, dlatego dziewczyna bez trudu znalazła sobie miejsce.
Tom spojrzał na nią spokojnie, a ona natychmiast zaczęła wolniej oddychać. Napiła się soku dyniowego, widocznie po to, by zwilżyć gardło.
— Dowiedziałam się czegoś nowego o profesor Merrythough — powiedziała trochę zbyt szybko, zerkając wyniośle na przysłuchującego się rozmowie Johna. Właśnie skończył ostatniego racucha.
— Obronę przed czarną magią mamy dopiero za dwie godziny — syknął Avery ze złością. — Jakim cudem cokolwiek przed tym znalazłaś?
— Widocznie szukała. — Tom posłał Johnowi nieprzyjemne spojrzenie. — Niektórzy biorą moje polecenia na poważnie.
Urszula wypięła dumnie pierś i uniosła głowę, a Avery wbił wzrok w swój pełen okruszków talerz.
— Byłam na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami — oznajmiła wyniośle. Od kiedy pierwszy raz odwiedziła matkę w Rumuni, dostała niegroźnej obsesji na punkcie magicznych stworzeń. Matka Urszuli był treserką smoków, nawet dobrą treserką, ponieważ zajmowała się najniebezpieczniejszymi gatunkami i nie miała przy tym żadnych uszczerbek na zdrowiu. Oczywiście z tego, co Tom zdążył wybadać. Choć nazwisko przejęła po mężu, to jej krew również była czysta. — Profesor Kettleburn od jakiegoś czasu częściej widuje się z Merrythough. Już pod koniec szóstej klasy przychodziła na nasze zajęcia, gdy akurat miała wolną godzinę. Zawsze były to zwykłe, nic nie wnoszące rozmowy, więc nie zwracałam na nie większej uwagi. W końcu profesor Kettleburn to prawdziwy nieudacznik. Czemu miałabym się nim przejmować? — Od kiedy nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami stracił rękę, Urszula przestała widzieć w nim mentora i podziw zastąpiła raczej chłodna niechęć. Uważała, że dużo więcej nauczyłaby się sama, choć nie było to do końca prawdą. Silwanus Kettleburn był lekko roztrzepanym czarodziejem, ale znał się na swojej pracy i posiadał wiedzę dużo większą niż Urszula. Tom jednak zignorował uwagę Black, czekając na dalszą część wypowiedzi. — profesor Merrythough wydawała się zmartwiona, a to przecież niecodzienne. Ona zawsze się uśmiecha.
— Do rzeczy. — Tom zaczął się niecierpliwić.
Urszula zarumieniła się, zakłopotana.
— Tak… — straciła wątek. — Z ich rozmowy wynikało, że Merrythough ma córkę, którą aktualnie zajmuje się jakiś Edward. Prawdopodobnie życiowy partner profesor Merrythough. Podobno jej córka zachorowała na… uch, nie pamiętam nazwy… — Urszula przesunęła pusty talerz i położyła na blacie książkę Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami dla zaawansowanych. Wyjęła z niej kawałek oderwanego pergaminu — Ospa wietrzna. Nigdy o niej nie słyszałam. Myślę, że jej córka może być — skrzywiła się — mugolem.
Tom zacisnął szczęki.
— To by znaczyło, że mąż Merrythough również jest mugolem — stwierdził powoli, zaciskając pod stołem pięści. Gdyby posiadał w sobie choć namiastkę magicznej mocy, to dziecko zostałoby charłakiem. — Nieczystość krwi to jedna sprawa, ale bratanie się ze stworzeniami tak prymitywnym jak mugole jest jawną zdradą czarodziejskiej rasy.
— Tom, jesteśmy w Wielkiej Sali — powiedział cicho Avery. — Ktoś może cię usłyszeć…
Tom natychmiast się zreflektował.
— Dziękuję, Urszulo. Wiedziałem, że powierzam to zadanie w odpowiednie ręce.          Black resztę obiadu przesiedziała dumna jak paw, co chwila posyłając Johnowi pełne pogardy spojrzenia.
Urszula i Avery poszli na numerologię, a Tom udał się na pierwsze piętro, do sali 4F, gdzie profesor Binns, jedyny duch wśród grona pedagogicznego, wykładał Historię Magii. Wiele osób uważało ten przedmiot za niepotrzebny i nudny, Riddle miał na ten temat inne zdanie. Dzięki lekcjom o historii magii zdobył wiele przydatnych informacji i zakorzenił swoja nienawiść do mugoli, którzy w przeszłości latami prześladowali czarodziejów, nie rozumiejąc potęgi magii i karmiąc swój żałosny gatunek nienawiścią do czegoś o wiele lepszego i silniejszego. Nigdy nie przedstawił swojego zdania na ten temat profesorowi Binnsowi, choć jego wypracowania zawsze przedstawiały trochę więcej wad niż zalet we współpracy z niemagicznymi.
Na korytarzu znajdowało się niewiele osób. Tom od razu zauważył Chrisa Rosiera, rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Chris opierał się zawadiacko o ścianę, zdecydowanie przekraczając strefę intymną rozmówczyni. Riddle zrozumiał, że nie tylko Urszula zaczęła wypełniać zadanie już pierwszego dnia szkoły, więc nie zamierzał mu przeszkadzać w zdobywaniu zaufania szlamy.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł… ja…
Tom zamarł z dłonią przyciśniętą do szorstkiej powierzchni drzwi. Właśnie miał zamiar je otworzyć, jednak zdał sobie z czegoś sprawę.
— To tylko jedna randka. Daj mi szansę.
Riddle odstąpił od drzwi i pewnym krokiem podszedł do Rosiera. Wymienił krótkie, chłodne spojrzenie z Amy Benson i wraz z upewnieniem się, że to ona, przełknął ślinę. Wykonał już pierwszy ruch, więc musiał kontynuować. Co gorsza, chciał kontynuować. Przeniósł wzrok na Chrisa.
— Profesor Slughorn chce nas widzieć — powiedział spokojnie.
— Teraz? — zdumiał się Chris. — Przecież ma zajęcia z…
— Teraz — przerwał mu stanowczo, rzucając nerwowe spojrzenie na dziewczynę i natychmiast tego żałując. Benson również na niego patrzyła. — Przepraszam, że wam przeszkodziłem.
— Nie szkodzi — odpowiedziała. Naprawdę miała to na myśli.
Gdy Tom i Rosier znaleźli się w jednym z wielu skrótów, ukrytych za obrazami, Riddle stanął, nakazując zrobić to również śmierciożercy. Sekretny korytarz nie był znany przez wiele osób, dlatego pachniało w nim kurzem i brakowało oświetlenia. Ściany obrastały wilgotną pleśnią, ponieważ korytarz znajdował się pod ziemią, koło jeziora. Jedynie dzięki zaklęciu Lumos można było dostrzec, gdzie się zmierza. Tom spojrzał wrogo na Chrisa, a oczy błysnęły mu niezdrowo.        
— Pamiętasz, jakie powierzyłem ci zadanie? — wysyczał przez zaciśnięte zęby. Przerwał zaklęcie, a następnie przyłożył różdżkę do gardła Rosiera, zmuszając go do cofnięcia się.
— Miałem…
— Zacząć nawiązywać znajomości ze szlamami — dokończył za niego zajadle. — A nie zabawiać się z czarownicami.
— Ale — Chris podniósł ręce do góry, na znak, że nie wyjmie różdżki — ja właśnie to robiłem.
Tom zawahał się. Słowa Rosiera były dla niego czymś zaskakującym. Zacisnął mocniej długie palce na drewnie, ale opuścił różdżkę. Chris nie miał żadnych powodów, by kłamać, a Amy od początku zachowywała się dziwacznie. Jej kłamstwa, atak na zaklęciach, którego zdawała się nawet nie pamiętać.
Czy to wszystko było żartem?
Kaprysem zwykłej szlamy?
Tom przełknął ślinę. Ta dziewczyna nie miała pojęcia, z kim zadarła.
— Benson jest szlamą. — Bardziej stwierdził niż zapytał.
Był wściekły na siebie za to, że tak łatwo dał się omotać. Teraz wszystko wydawało się takie oczywiste! Nigdy nie słyszał jej nazwiska, bo nie należało do tych godnych uwagi. To dlatego podeszła do Riddle’a, gdy stał na peronie sam, bo chciała uniknąć towarzystwa wysoko urodzonych, dlatego John tak się skrzywił, gdy Amy się do niego odezwała. Szok był tak silny, że Tom nie potrafił wyrazić swojej złości słowami. Nie mógł uwierzyć, że poczuł szczerą sympatię do robaka, nie czarodzieja.
— Tak. — Chris przyłożył dłoń do szyi i zaczął ją rozmasowywać. — Sprawia dobre pozory, ale jej starzy to zwykłe ścierwa. Nie jest warta nawet knuta.
Następne lekcje tego dnia okazały się nad wyraz męczące i Tomowi trudno było skupić się na czymkolwiek. Pozwolił nawet na to, by profesor Dumbledor zobaczył, jak Riddle z dystansem patrzy na szlamy i chłodno odnosi się do Gryfonów, z którymi akurat mieli lekcję Transmutacji. Tom przestał się nawet uśmiechać. Szczęki miał cały czas zaciśnięte, a różdżkę przekładał między palcami, czasami udzielając poprawnej odpowiedzi na pytania profesora, ale nie dostając za to, rzecz jasna, punktów. Riddle był przeciwieństwem szkolnego pupilka według Dumbeldora. Czarną owcą w klasie ze lśniącą odznaką prefekta naczelnego, przypiętą do szaty.
Prawdziwą ulgą było przejście do pokoju wspólnego. Szóste klasy i młodsi nie skończyli jeszcze swoich zajęć, więc w środku było rozkosznie pusto. Jedynie Mulciber siedział przy stole, czytając jakąś książkę. W zielonkawym świetle wydawał się chorobliwie blady.  Gdy usłyszał czyjeś kroki, przerwał zajęcie. Spojrzał na Toma spokojnie.
— Czy coś się stało? — zapytał, zamykając książkę.
Tom zmierzył wzrokiem Mulcibera. Był postawny, trochę tłusty, ale nadawał się na śmierciożercę. Riddle pomyślał o Amy i o tym, że jeśli zrobi coś pochopnie, to ktoś może dowiedzieć się o jego prawdziwej naturze. Zemścić chciał się sam, jednak sama świadomość, że dziewczyna cierpiałaby, gdyby poprosił Devina o zajęcie się nią w dosyć dyskretny sposób, była satysfakcjonująca.
— Nie — powiedział, podejmując decyzję.
To on musiał wymierzyć stosowną karę Amy Benson. Dziewczyna zapamięta sobie, jaką potęgą dysponuje prawdziwy czarodziej i czemu szlamy nie powinny stawać na jego drodze.
             
Następne tygodnie mijały szybko. Tom zbierał laury na lekcjach eliksirów oraz Obrony Przed Czarną Magią, a Urszula starała się za wszelką cenę go doścignąć. Od pamiętnego zdarzenia w sekretnym korytarzu, Rosier odpuścił sobie Amy Benson, a zajął się inną Krukonką. Tom nawet jej nie znał. John starał się za wszelką cenę pokazać, że to on jest prawą ręką Voldemorta, nie Urszula, i analizował każde potknięcie profesor Merrythough.
— Dzisiaj, gdy zająknęła się na zajęciach — mówił, gdy mijali Wielką Salę — to widziałem coś w jej oczach. To był żal, taki głęboki, głęboki smutek! Na pewno stan jej córki się pogorszył. Możemy to jakoś wykorzystać! Na pewno…
— Jesteś żałosny — przerwał mu krótko Tom i przyspieszył kroku.
Mogłoby się wydawać, że Riddle wydaje jedynie rozkazy, a sam nie kiwnął nawet palcem. Dla postronnego obserwatora, rzeczywiście tak to wyglądało. Tom jednak szukał. Stary pierścień ze lśniącym, czarnym kamieniem, znajdował się już na palcu Riddle’a, a dziennik leżał spokojnie na dnie kufra. To jednak nie wystarczało Tomowi. Miał dużo ambitniejsze plany dotyczące swojego istnienia. Od niedawna  poszukiwał czegoś z Hogwartu, jakiegoś przedmiotu, który w sentymentalny i staranny sposób, pokazałby przywiązanie do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Czegoś małego, praktycznego, ale znaczącego. Problem polegał na tym, że o takich przedmiotach mówiły tylko hogwarckie mity.

            

11 komentarzy:

  1. Jej, cudownie, że już jest nowy rozdział! No, no, no, czyżby Tom był trochę zazdrosny o Amy, kiedy przerywał jej rozmowę z Rosierem? Te spojrzenia, te myśli, to chyba nie była zwykła złość na Chrisa za to, że nie spełnia jego poleceń. Dodatkowo Benson okazała się szlamą. Dlaczego więc jej tak zależało na znajomości z Tomem? Przecież to Ślizgon, co z tego, że oni jawnie nie mówią o swojej niechęci, ich dom jest znany z czystości krwi. Jestem ciekawa jaki cel ma w tej swojej przyjaźni z Riddle'm, bo ewidentnie chciała być jego przyjaciółką. No i już te dwa horkruksy! Wspaniale, właśnie się zaczyna czas, który najbardziej lubię- Tom nadal jest człowiekiem, choć już bardziej z zewnątrz, niż wewnątrz, popełnił już kilka morderstw i rozdzielił duszę, a nikt nie wie, że staje się potworem. Cudownie, będzie szukał kolejnych przedmiotów. Zawsze mógłby wysłać Amy na ich poszukiwanie, przecież już dla niego wszystko jedno czy coś jej się stanie, ale jestem pewna, że nie powierzyłby jej tak ważnego zadania. No cóż, chyba chcę więcej Amy! Naprawdę jest interesującą postacią. Pisz, pisz, czekam na kolejny rozdział!
    Nija

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amy ma swój cel w nawiązywaniu znajomości z Tomem, o to możesz się nie martwić :) Zbierała się do tego przez całe życie, ale o tym za kilka rozdziałów.
      Też lubię go w takim stanie. Ogólnie ludzie przechylający się bardziej na tę inną część swojej osobowości, a nie zdający sobie z tego do końca sprawy, są bardzo interesującym tematem do rozwinięcia.
      Amy jeszcze będzie sporo :)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Czekam na więcej! Amy jest coraz bardziej interesująca, szczerze wątpię, żeby była szlamą, w każdym bądź razie, mam nadzieje, że nie jest. Jedynie co mi się rzuciło w oczy, to w "Dumbledor" zapomniałaś dodać e na końcu. Życzę weny!
    i...
    http://fatum-dramione.blogspot.com/p/blog-page_31.html zostałaś nominowana do Liebster Award!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście zapomniałam na końcu dodać "e", dzięki za pokazanie ;D Nie wiem, gdzie ja miałam oczy, gdy sprawdzałam tekst.
      O czystości krwi Amy dowiesz się w następnym rozdziale :)
      Dziękuję za komentarz, nominację i pozdrawiam!

      Usuń
  3. O nie wierze! Czy Amy naprawdę była na tyle głupia, by okłamać Riddle'a?! Oj, coś czuję, że nie będzie z nia dobrze, po tym, jak Voldemort z nią skończy.
    Zastanawiające jest to, jak Dumbledor zachowuje się w stosunku do Toma. Wiemy już, że stary Albus nie wierzy w dobre intencje i pozory grzecznego i prawego prefekta.
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albus zawsze miał to swoje wewnętrzne oko, więc i tutaj nie mogło go zabraknąć :)
      Amy głupia nie jest, raczej naiwna.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Wpadłam na tego bloga całkiem przypadkiem i w duchu dziękuję Bogu za takie zarządzenie losu. Jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam, ale do rzeczy. Przeglądając potterowską wikię weszłam na stronę o Tomie, a tam dowiedziałam się interesującej rzeczy... A mianowiecie że Amy Benson była jedną z dwójki sierot, które Tom zabrał do jaskini przy klifach... Coś czuję, że to ma jakiś związek... A gdyby tak Amy planowała zemstę za tamte wydarzenia...? W sumie to dość prawdopodobne. No nie ważne. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, bo jako krukonka muszę zaspokoić swoją niepohamowaną ciekawość. Weny życzę i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś to jednak odkrył :) Zastanawiałam się, czy to się wyda od razu, czy dopiero z czasem ktoś tam zauważy. Racja, Amy nie jest moim OC.
      Cieszę się, że Ci się podoba.
      Dziękuję i pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  5. Hm... Zaciekawiłaś mnie. Czyta się ciebie re-we-la-cy-jnie! Nie przestawaj pisać, bo naprawdę mi - i pewnie nie tylko mi - się bardzo spodobało! Rozdział długością nie powala, ale powiem ci jedno - właśnie takie wolę. Przynajmniej szybciej i łatwiej nadrabia się zaległości :)
    Uwielbiam Toma jeszcze bardziej niż w momentach, gdy czytam Rowling.
    we-are-oneness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :)
      Cieszę się niezmiernie, że tak Ci się spodobało. Wiem, że długością nie powala, ale tak mi się dużo lepiej pisze, zwłaszcza że historia ma w sumie dwa wątki i nie będzie zbyt długa sama w sobie.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Merlinie, ten blog jest taki wspaniały!
    Podoba mi się to, jak odzwierciedliłaś Toma, rzadko kiedy ktoś robi to dobrze. A Ty zrobiłaś to rewelacyjnie.
    Chyba nie skomentowałam rozdziału drugiego… E tam, zazwyczaj zapominąć ale zawsze czytam.
    Masz naprawdę wielki talent pisarski!
    Pozdrawiam,
    Arachne

    OdpowiedzUsuń