niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział drugi

Tom wstał wcześniej niż zwykle. Zawsze mało spał, ale nigdy jeszcze nie obudził się przed świtem, z uczuciem, że już nie potrzebuje snu. Wielka Sala była jeszcze zamknięta, a do rozpoczęcia zajęć pozostało co najmniej kilka godzin.
Riddle ubrał się, po czym obudził Avery’ego i Mulcibera.
— Za dziesięć minut w pokoju wspólnym — powiedział, nie zważając na ich zdezorientowanie. — Przekażcie reszcie.
Chwilę później siedmiu śmierciożerców, w tym Tom na czele, siedziało na wyrzeźbionych krzesłach, ustawionym koło jednego z nielicznych stołów. Zielonkawe światła lamp nadawały meblom srebrny odcień, przychodzący na myśl śmierć i zgniliznę.  
Chris Rosier starał się nie pokazywać swojego zaspania, ale nie wychodziło mu to za dobrze, gdy zakrywał dłonią usta podczas ziewania. Przygładził swoje jasne, rzadkie włosy, spoglądając na Toma niepewnie.
— Tom… — zaczęła Urszula, która pomimo wczesnej pory wyglądała nienagannie.
— Jestem Lordem Voldemortem — syknął. — Ile razy będę musiał przypominać?
— Czemu zwołujesz spotkanie w środku nocy? — zapytał Antonin Dolohov. — Coś się stało? — Wykazywał wyraźną ciekawość. Dolohov najbardziej lubił eliminować mugoli i szlamy. Uważał to za coś przezabawnego. — Mamy kogoś zabić? Zebrać informacje?
— Nie — odparł Riddle krótko. — Stwierdziłem, że im wcześniej zapoznam was z moimi planami, tym szybciej zaczniemy działać. Nasz ostatni rok w Hogwarcie musi po sobie wnieść STAŁE zmiany. Wystarczająco długo planowaliśmy, czas przejść do czynów. Szkołę Magii i Czarodziejstwa zaśmiecają mugolaki. Z każdym rokiem jest ich coraz więcej. Czarodzieje zaczynają tolerować taki stan, niektórzy nawet mówią, że to normalne. Niedorzeczność! Mugolaki nie różnią się prawie niczym od wstrętnych mugoli. Brudzą świat czarodziejów swoją krwią i hańbią wszystko, co związane z magią. Przez nich wyginą odwieczne rody… Avery’owie… — spojrzał na Johna — Lestrange, Mulciberowie, Rosierowie, Dolohovie… — przeniósł wzrok na spiętą Urszulę — nawet tak stary ród jak Blackowie. Nie możemy do tego dopuścić. Tak olbrzymia strata… — zmarszczył brwi w wyrazie wzruszenia — dotknęłaby cały czarodziejski świat.
— Więc co zrobimy? — John Avery dostał wypieków, jego oczy błyszczały z podniecenia.
— Chyba nie chcesz zacząć zabijać mugolaków na terenie Hogwartu… Profesor Dippet na pewno…
— Nie na terenie Hogwartu — przerwał Tom. — I nie tylko mugolaków.
— Nieletnim czarodziejom nie wolno używać magii poza terenem szkoły… — przypomniał Rosier niepewnie, wymieniając spojrzenie z Dolohovem. Obydwaj byli rok młodsi o reszty towarzystwa.
— O tym też pomyślałem. — Głos Riddle był przesiąknięty satysfakcją, jakby nie mógł znieść własnego geniuszu. Spojrzał odrobinę zbyt dziko na Chrisa. — Dla was mam zadanie specjalne, mógłbym je powierzyć tylko utalentowanym czarodziejom. Musicie zaprzyjaźnić się z mugolakami, którzy osiągnęli pełnoletniość. — Rosier i Antoni skrzywili się. — Nie mówię tu o zwykłej, wymuszonej przyjaźni. Mają was autentycznie polubić, zdobądźcie ich zaufanie. Rozkochajcie w sobie szlamy, zaimponujcie mugolakom. Zróbcie, co będzie konieczne.
— Po co zadawać się z takimi śmieciami jak oni? — odezwał się Antoni. — Przecież do niczego nam się nie przydadzą.
Twarz Toma stężała.
— Uważasz moje polecenia za niepotrzebne i nieprzemyślane? — zapytał cicho, głosem przesiąkniętym złością.
— N-nie — wyjąkał Dolohov. — Oczywiście, że nie.
— Więc zamilcz. Nie kazałbym wam robić czegoś tak haniebnego bez przyczyny, mój drogi przyjacielu. Kryje się za tym plan, jednak nie zdradzę wam go jeszcze. Wiedza ta mogłaby wpłynąć na wasze zachowanie, a tego nie chcemy.
— Ile mamy czasu? — zapytał Chris wciąż niezbyt zachwycony pomysłem Voldemorta.
— Gdy rozpocznie się grudzień, mugolaki mają być wam wierni jak skrzaty.
— A co my mamy robić w tym czasie? — zapytała Urszula formalnie. — Przecież nie będziemy siedzieć bezczynnie, gdy…
— Oczywiście, że nie, moja droga — powiedział Tom miękko, patrząc na nią przenikliwie. Urszula zakłopotała się lekko. — Ty wraz z Averym macie zadanie równie istotne, choć daje wam na nie mniej czasu. Profesor Merrythought zaczęła mnie ostatnio interesować. Dowiedziałem się, że status jej krwi może być… nieczysty. To niedopuszczalne, by nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią był ktoś, kto nie zasługuje na miano czarodzieja. Szpiegujcie ją, dowiedzcie się jak najwięcej, potwierdźcie te informacje i wtedy zrobimy co w naszej mocy, by profesor Merrythought szybko opuściła swoje stanowisko.
           
Pierwszą lekcją Toma były eliksiry. Riddle, jako ulubiony uczeń profesora Slughorna, mógłby nic na nich nie robić, tłumacząc się chociażby złym samopoczuciem.
— Witaj, Tom! Jak miło cię widzieć! —Profesor podszedł do ławki ulubieńca, uśmiechając się promiennie spod gęstych wąsów. — Jak minęły wakacje?
Tom spojrzał trzeźwo na nauczyciela eliksirów.
— Intensywnie, panie profesorze, dziękuję.
— Och, naprawdę? — zdumiał się Horacy, dwoma pulchnymi palcami, łapiąc za podkręcony koniec wąsa. — Tom, mój drogi, w wakacje powinieneś odpoczywać! Tak utalentowany uczeń jak ty nie potrzebuje dodatkowych pomocy naukowych.
Riddle uśmiechnął się.
— To dla mnie żaden problem — usprawiedliwił się. — Zbliżają się OWUTEMY.
— Ach, tak, tak.  — Nauczyciel klasnął w dłonie, uradowany. — Bardzo się cieszę, że zdecydowałeś się do nich przystąpić. Zresztą nie spodziewałem się po tobie niczego innego, nie myśl sobie. Jesteś moim najlepszym uczniem. Jak do tej pory naprawdę mało osób miało Wybitny z OWUTEMÓW. Oczywiście żadnej presji, Tom, żadnej.
Riddle uśmiechnął się przyjaźnie.
— Oczywiście, profesorze. Myślę, że sprostam tym oczekiwaniom.
Horacy zaśmiał się krótko.
— Tak, tak, nie wątpię. — Odszedł od ławki Toma i stanął przed tablicą. — Witajcie, witajcie! Siódmy rok to wasz ostatni rok nauki w Hogwarcie, co niesie za sobą egzaminy końcowe, decydujące o waszej przyszłości. Musicie ostro przyłożyć się do nauki, by nie zabrakło wam czasu na powtórzenie tego, co zdawaliście na SUMACH. Materiały z SUMÓW często pojawiają się na OWUTEMACH. Dlatego dzisiaj przyrządzimy miksturę, z którą zapoznaliście się już w piątej klasie. Myślę, że to będzie dobra rozgrzewka przed książkowym torem nauczania. Zobaczymy jak przekładacie teorię na praktykę. To bardzo skomplikowany eliksir, jednak wy powinniście sobie z nim poradzić.
Nie będę was przed niczym ostrzegał. Instrukcje i listę składników macie wypisaną na tablicy, to w jakiej formie wrzucicie ingrediencje zależy od waszej pamięci. — Tu profesor Slughorn przyłożył palec do głowy. — Wszystko czego potrzebujecie do uwarzenia znajdziecie w kredensie. — Machnął dwukrotnie różdżką. Na tablicy pojawiły się instrukcje, a drzwiczki kredensu otworzyły się z rozmachem. — Czy ktoś, znając jedynie składniki, może powiedzieć, jaki eliksir macie za zadanie uwarzyć?
— Eliksir Spokoju — powiedział Tom dokładnie w chwili, w której ręka Urszuli wstrzeliła ku górze. — Jak nazwa wskazuje, uśmierza lęk i niepokój. Osoba, która wypije niewłaściwie przyrządzony wywar może zasnąć i nigdy się nie obudzić.
— Tak! — Slughorn ożywił się jeszcze bardziej. — Brawo, Tom. Dziesięć punktów dla Slytherinu. Następnym razem podnoś rękę, młodzieńcze. — Zachichotał pod nosem. — Jestem pewny, że panna Black również znała odpowiedź na pytanie.
— Och. Przepraszam, Urszulo. Nie zauważyłem.
Urszula uśmiechnęła się do niego, ale Tom czuł, że i tak miała do niego pretensje.
W klasie zrobiło się zamieszanie. Wszyscy rzucili się do kredensu, żeby wziąć składniki, choć później większość długo stała nad kociołkiem, zastanawiając się, co robić. Po chwili lochy zapełniły się gęstym szarawym dymem, jaki unosił się nad niektórymi kociołkami. Dorothea Happies gorączkowo zmniejszała ogień, bo gdy trochę mikstury się na niego wylało, ten buchnął, połykając prawie cały kociołek. Nawet, gdy udało jej się zapanować nad sytuacją, smugi dymu wciąż były ciemnozielone, co zdecydowanie nie zapewniało jej wygranej. Tom starał się nie okazywać zadowolenia tym zjawiskiem, gdy dodawał dwie krople soku z ciemiernika czarnego do swojej mikstury. Dorothea może i była półkrwi, ale trzymała się ze szlamami i należała do Gryffindoru. Riddle niechcący złapał z nią kontakt wzrokowy. Patrzyła na niego prosząco. Rozmawiali kilka razy, zawsze przyjaźnie. Tom zdusił w sobie grymas, zacisnął dłoń i dwa razy zatoczył nią koło w ruchu przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, jakby mieszał w niewidzialnym kotle. Happies natychmiast zamieszała eliksir, z którego teraz wydobywała się jasnoniebieski dym, lekko połyskujący. Bardziej nie można było uratować tego eliksiru. Riddle odwrócił się, bo akurat przechodził koło niego profesor Slughorn. Popatrzył z zadowoleniem na srebrną parę leniwie wydobywającą się z kociołka ulubionego ucznia.
— Widzę, że idzie ci równie dobrze co Black i Fosterowi — powiedział jakby wyzywająco. Tom robił wszystko bezbłędnie, więc nie przejął się tym za bardzo. Urszula zawsze była świetna w eliksirach, a Foster miał swoje dobre dni. Zerknął ukradkiem na Gryfona, który z wyrazem satysfakcji na owalnej twarzy, dodawał ostatni składnik. Tom musiał odczekać jeszcze kilka sekund by dodać sproszkowany kamień księżycowy. Ławkę dalej Avery zaczął podsypiać od wdychania pary swojego eliksiru. Musiał niepewnie odważać ingrediencje. — Ciekawe, że aż trzech uczniów potrafi po wakacjach bezbłędnie przygotować miksturę.
— Wystarczy mieć dobrą pamięć, panie profesorze — odparł Tom grzecznie, wsypując iskrzący się proszek do kociołka.
— I talent! 
Wyszło na to, że trzem osobom w klasie udało się przygotować Eliksir Spokoju. Profesor Slughorn nie spodziewał się tak dobrego wyniku, więc pod koniec lekcji znów stanął przed tablicą, omiatając uczniów spojrzeniem i kręcąc wąsa. Wypiął dumnie brzuch i choć nie był zbyt duży, to i tak wypychał elegancją kamizelkę nauczyciela. Pozłacane guziki wyglądały jakby miały za chwilę wystrzelić.
— Nie dostaniecie ocen za ten eliksir. — Kilka osób odetchnęło z ulgą. — Dzisiejsza lekcja, jak już mówiłem, była jedynie rozgrzewką. Poradziliście sobie z nią bardzo dobrze, zaskakująco dobrze, muszę przyznać. Zwłaszcza ty, Happies. Pamiętam, że miałaś problem z tą miksturą w piątej klasie. Nie chciałbym, że wasz wysiłek poszedł na marne, dlatego osoby, które pragną zostać nagrodzone niech położą próbkę eliksiru na moim biurku.
Tom napełnił dwie probówki, jedną swoją, jedną Johna Avery’ego, który nie palił się do oddana pracy. Riddle zostawił sobie próbkę eliksiru, wiedząc już, do czego może się przydać.
W klasie od Zaklęć i Uroków było niewiele osób. Spora część czarodziejów i czarownic nie chciała kontynuować tego przedmiotu, uważając widocznie, że ich wiedza w tym zakresie jest wystarczająca. Kolejnym powodem był profesor Harry Wilkinson, który starał się z całych sił być dobrym nauczycielem, ale wciąż odnosił w tym porażki. Riddle nie spodziewał się zobaczyć Amy Benson już na drugiej lekcji. Tak właściwie, w ogóle nie wyobrażał jej sobie na którychkolwiek zajęciach. Dopiero, gdy dostrzegł ją po drugiej stronie klasy, zdał sobie sprawę, że rzeczywiście, widział ją już kilka razy na Zaklęciach i Urokach. 
Tylko czemu przypomniał sobie dopiero teraz?
Amy siedziała między dwiema Krukonkami i czytała podręcznik. Z tego, co Tom dostrzegł, dziewczyna była jakoś w połowie książki, choć semestr zaczął się lekcję temu.
Profesor Wilkinson kazał zająć im swoje miejsca, po czym stanął na środku klasy, uśmiechając się szeroko. Wyglądał jakby był w dobrym humorze. Riddle usiadł koło Avery’ego i Adama Ellisa, wyniosłego, ale utalentowanego Krukona. Tom wciąż zastanawiał się nad przyjęciem Ellisa do szeregu śmierciożerców.
— Wyobraźcie sobie, że jesteście w śmiertelnym niebezpieczeństwie i stoicie oko w oko z rozwścieczonym centaurem — powiedział Wilkinson tonem pełnym napięcia. Zawsze w ten sposób zaczynał lekcje. Wpierw opowiadał uczniom nierealne historyjki, żeby pokazać jakie zastosowanie ma poszczególne zaklęcie. — Po waszej prawej znajduje się nora. Jest wystarczająco duża, żeby was pomieścić, ale zbyt mała dla obserwującego was centaura. Potrzebujecie sekundy na to, żeby wskoczyć do nory i uciec przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, ale wasz wróg jest gotowy zaatakować w każdej chwili… jedyne, co możecie zrobić to powiedzieć jakieś szybkie zaklęcie, które na chwilę zmyli przeciwnika.
— Jakbyśmy nie mogli po prostu potraktować go drętwotą — mruknął Adam do Toma. — Ten facet jest niemożliwy.
— NA SZCZĘŚCIE JEST ZAKLĘCIE, KTÓRE ZDEZORIENTUJE ROZWŚCIECZONE ZWIERZĘ! — Profesor podniósł głos, patrząc ostrzegawczo na Ellisa.
— Przepraszamy, panie profesorze — powiedział Tom poważnie. Amy podniosła głowę znad książki. Riddle poczuł się, jakby coś nim szarpnęło, gdy spojrzał w jej oczy. Nie był pewny, czy było to przyjemne szarpnięcie. Na pewno mocne. — Już nie będziemy przeszkadzać.
Profesor widocznie przyjął przeprosiny, bo kontynuował:
— Czy ktoś orientuje się, o jakim zaklęciu mówię? — Amy Benson podniosła powoli rękę. Tom tym razem postanowił nie odpowiadać. — Tak myślałem, że się pani zgłosi, pani Benson.
— To Confundus — powiedziała, uśmiechając się słabo. — Wypowiada się je Confundo.
— Pięć punktów dla Ravenclawu! — oznajmił zadowolony Wilkinson. — Podejdź, proszę, do mnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, zademonstruję na tobie zaklęcie.
Tom obserwował w zdziwieniu jak Amy wstaje z krzesła i idzie do profesora. Benson wydawała się być dobra z zaklęć, nawet znana przez profesora Wilkinsona. Tom przeważnie interesował się czarodziejami i czarownicami z dobrymi umiejętnościami magicznymi, a co ważniejsze, z czystą krwią. Nie mógł zrozumieć, dlaczego wcześniej nie zwrócił uwagi na Amy. To wydawało się niemożliwe, niedopuszczalne. Ze wszystkiego wynika, że na te same zajęcia chodzili od siedmiu lat.
Dlaczego tylko ona nie zapadła mu w pamięć?
Confundo. — Nauczyciel machnął delikatnie różdżką, a srebrna smuga śmignęła w kierunku Benson.
Dziewczyna zachwiała się, zrobiła kilka kroków w tył, próbując utrzymać równowagę. Pewnie upadłaby, gdyby profesor nie złapał jej za ramię, czekając aż zaklęcie przestanie działać.
— Dobrze, moi drodzy. Teraz dobierzcie się w pary i spróbujcie sami rzucić urok na waszego partnera bądź partnerkę. Tylko nie wymachujcie różdżką za bardzo, wtedy możecie zwalić przeciwnika z nóg, a nie chcę, by komuś się coś stało.
Tom poszedł wraz z Averym na bok klasy, by poćwiczyć doskonale mu znane zaklęcie. Miał już unieść różdżkę, gdy ktoś złapał go za ramię.
— Powinniśmy ćwiczyć razem. — Amy ściskała jego szatę i patrzyła prosto w oczy. Miała nieodgadniony wyraz twarzy. — Przykro mi, John.
John skrzywił się z obrzydzeniem i złością, mając zamiar się kłócić.
— Dobrze — powiedział Tom, zanim Avery wypowiedział chociaż słowo.
Przeszedł z dziewczyną kilka metrów, zajmując stając między innymi uczniami. Zaklęcia śmigały w powietrzu.
— Ja zacznę — oznajmiła Benson, cofając się o kilka kroków.
Riddle przez chwilę miał wrażenie, że się zezłościła, bo po jej twarzy przemknął gniew, ale nie miał zbyt dużo czasu na przyjrzenie się, bo Amy machnęła mocno ręką i usłyszał w swojej głowie jej głos: Confundo. Zaklęcie było mocne, na tyle mocne, że oderwało go na chwilę od ziemi. Wylądował na plecach. Sufit wirował mu przed oczami.
— Amy, prosiłem, żeby nie wymachiwać za bardzo różdżką! — krzyknął profesor Wilkinson, podbiegając do oszołomionego Toma.
— Przepraszam, profesorze. Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
Tom wyczuł jej skruchę i poczuł się skołowany tak, jakby ktoś ponownie rzucił na niego zaklęcie.
            







Rozdział jest trochę trochę dłuży niż poprzedni. Mam nadzieję, że nie męczy. Zaczynam powoli rozwijać główny wątek, choć idzie mi to dosyć opornie. Prosiłabym o wasze opinie. Jestem pewna, że pomogą :)
Pozdrawiam!

8 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Mało jest teraz blogów z historiami o Tomie Riddle'u. Twoja historia zapowiada się bardzo ciekawie. Nadal do końca nie mogę rozgryźć kim jest Amy i dlaczego Voldemort jej nie kojarzy. To dziwne, ale zapewne dowiemy się wszystkiego już wkrótce.

    Jak już wcześniej pisałam w komentarzu w zakładce "Informacje",na Twoim blogu bardzo brakuje szerokiej listy lub zakładki "Spis treści". Musiałam szukać rozdziału pierwszego, gdyż dopiero dziś trafiłam na Twojego bloga, a chciałam zacząć czytać od początku.
    Trochę rozjechały Ci się akapity. Moja rada jest taka, żebyś pisała w Wordzie bez akapitów, a po prostu wstawiła kod html na bloga, który sam będzie zaczynał każdy kolejny akapit. To o wiele prostsze, a i nigdy więcej nic Ci się nie rozjedzie.

    Ogólnie nie znalazłam błędów,jednak zdarzyło się kilka błędów interpunkcyjnych i powtórzeń, ale nie będę już ich wypisywać.

    Mam nadzieję, że już wkrótce dodasz nowy rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie!
    PS. Mogłabyś też dodać "obserwatorów", to bardzo ułatwia sprawę ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za kilka rozdziałów na pewno znajdziesz odpowiedź na to, kim jest Amy i dlaczego Tom jej nie kojarzył. To trochę skomplikowana sprawa, tak samo jak relacje między Voldemortem a Benson.
      Spis Treści dodany :) Nie wiem czemu byłam przekonana, że już mam tę stronę. Ten szablon raczej nie przewidział ,,obserwatorów", ale jak umieszczę ich na dole, to nawet nie psuje tak bardzo estetyki.
      Sprawdzę jeszcze cały tekst, może uda mi się znaleźć te błędy :)
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Dziękuję za dodanie zakładek i obserwatorów ;)
      Sama osobiście dopiero niedawno przekonałam się do tej nowinki (która już jest od bardzo dawna, ale ja, kobieta starej daty, opierałam się w nieskończoność). Obserwatorzy naprawdę ułatwiają sprawę ;)
      Czekam na kolejny rozdział ;)

      Usuń
  2. Zaintrygowałaś mnie. Riddle jest iście kanoniczny i za to brawa, bo czytając te dwa rozdziały byłam przekonana, że on właśnie by tak powiedział. A według mnie to sztuka. Większość osób myśli, że chodził po korytarzach Hogwartu i wyzywał od szlam na prawo i lewo. Nic podobnego. Wyzwiska zaczęły się już w czasie przejmowania władzy przez Voldemorta. Jestem Ci wdzięczna, że Twoi Ślizgoni jawnie nie gardzą innymi. To na razie siedzi w nich, mówią o tym między sobą, ale nie przy innych mieszkańcach zamku . Już widzę, że zaczyna się świetne opowiadanie, aż szkoda, że rozdziały nie będą dodawane trochę częściej. Jeśli chodzi o takie rzeczy, trudno być cierpliwym. Jestem przekonana, że ten tekst będzie jednym z lepszych w blogosferze, a jest już jednym z najlepszych, które czytałam.
    Bardzo się cieszę, że wpadłaś na taki pomysł, bo wiesz, od kilku dni Tom Riddle siedzi mi w głowie i pilnie potrzebuję dawki dobrych opowiadań o nim.
    Całuję, Nija.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało. To, że napisałaś o kanoniczności Toma jest chyba największym komplementem, jaki mogłabym dostać. Zawsze miałam problem z kanonicznością, ale tutaj staram się wszystkiego trzymać. Rozdziały byłyby dodawane częściej, ale mam jeszcze drugiego bloga i ostatnio go zapuściłam, więc teraz staram się dodawać rozdziały w mniej więcej tych samych odstępach.
    To miło, że tak uważasz. Naprawdę miło.
    Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadanie bardzo mi się podoba :) żadnego o Tomie jeszcze nie czytałam, sama kiedyś o nim pisałam ale skończyło się na zaledwie paru rozdziałach, mam nadzieję, że u Ciebie będzie inaczej bo zapowiada się super :)
    Amy mnie intryguję, ma w sobie jakąś tajemnice, dlaczego chciała zaprzyjaźnić się z Tomem ?
    Tom jak to nasz 'ukochany' Voldemort już coś knuję, tylko co?!
    Mam nadzieję, że niedługo się dowiem :)
    Byłabym wdzieczna o poinformowaniu o nowym rozdziale, pozdrawiam !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :)
      Planowałam skończyć tę historię, więc też mam nadzieję, że jej nie porzucę. Tom nigdy nie leniuchuje. W końcu ktoś musi władać światem.
      Jasne, że poinformuję ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Jestem coraz bardziej zafascynowana opowiadaniem. Dłuższy i bardzo dobrze! Najbardziej podobała mi się scena, gdy śmierciożercy się spotkali w pokoju wspólnym. Kiedy Urszula powiedziala do niego Tom, a ten oburzony, że jest Lordem Voldemortem, myślalam, że umre ze śmiechu. Amy przypomina mi Lune. Zagubioną, czytająca środek książki, mimo ze był początek roku szkolnego. Slughorn typowy, mam go przed oczami i to mi się podoba!

    -----
    Fatum-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń