Tom
wstał wcześniej niż zwykle. Zawsze mało spał, ale nigdy jeszcze nie obudził się
przed świtem, z uczuciem, że już nie potrzebuje snu. Wielka Sala była jeszcze
zamknięta, a do rozpoczęcia zajęć pozostało co najmniej kilka godzin.
Riddle
ubrał się, po czym obudził Avery’ego i Mulcibera.
—
Za dziesięć minut w pokoju wspólnym — powiedział, nie zważając na ich zdezorientowanie.
— Przekażcie reszcie.
Chwilę
później siedmiu śmierciożerców, w tym Tom na czele, siedziało na wyrzeźbionych
krzesłach, ustawionym koło jednego z nielicznych stołów. Zielonkawe światła
lamp nadawały meblom srebrny odcień, przychodzący na myśl śmierć i zgniliznę.
Chris Rosier starał się nie pokazywać swojego
zaspania, ale nie wychodziło mu to za dobrze, gdy zakrywał dłonią usta podczas
ziewania. Przygładził swoje jasne, rzadkie włosy, spoglądając na Toma
niepewnie.
—
Tom… — zaczęła Urszula, która pomimo wczesnej pory wyglądała nienagannie.
—
Jestem Lordem Voldemortem — syknął. — Ile razy będę musiał przypominać?
—
Czemu zwołujesz spotkanie w środku nocy? — zapytał Antonin Dolohov. — Coś się
stało? — Wykazywał wyraźną ciekawość. Dolohov najbardziej lubił eliminować
mugoli i szlamy. Uważał to za coś przezabawnego. — Mamy kogoś zabić? Zebrać
informacje?
—
Nie — odparł Riddle krótko. — Stwierdziłem, że im wcześniej zapoznam was z
moimi planami, tym szybciej zaczniemy działać. Nasz ostatni rok w Hogwarcie
musi po sobie wnieść STAŁE zmiany. Wystarczająco długo planowaliśmy, czas
przejść do czynów. Szkołę Magii i Czarodziejstwa zaśmiecają mugolaki. Z każdym
rokiem jest ich coraz więcej. Czarodzieje zaczynają tolerować taki stan,
niektórzy nawet mówią, że to normalne. Niedorzeczność! Mugolaki nie różnią się
prawie niczym od wstrętnych mugoli. Brudzą świat czarodziejów swoją krwią i
hańbią wszystko, co związane z magią. Przez nich wyginą odwieczne rody… Avery’owie…
— spojrzał na Johna — Lestrange, Mulciberowie, Rosierowie, Dolohovie… —
przeniósł wzrok na spiętą Urszulę — nawet tak stary ród jak Blackowie. Nie
możemy do tego dopuścić. Tak olbrzymia strata… — zmarszczył brwi w wyrazie
wzruszenia — dotknęłaby cały czarodziejski świat.
—
Więc co zrobimy? — John Avery dostał wypieków, jego oczy błyszczały z
podniecenia.
—
Chyba nie chcesz zacząć zabijać mugolaków na terenie Hogwartu… Profesor Dippet
na pewno…
—
Nie na terenie Hogwartu — przerwał Tom. — I nie tylko mugolaków.
—
Nieletnim czarodziejom nie wolno używać magii poza terenem szkoły… —
przypomniał Rosier niepewnie, wymieniając spojrzenie z Dolohovem. Obydwaj byli
rok młodsi o reszty towarzystwa.
—
O tym też pomyślałem. — Głos Riddle był przesiąknięty satysfakcją, jakby nie
mógł znieść własnego geniuszu. Spojrzał odrobinę zbyt dziko na Chrisa. — Dla
was mam zadanie specjalne, mógłbym je powierzyć tylko utalentowanym czarodziejom.
Musicie zaprzyjaźnić się z mugolakami, którzy osiągnęli pełnoletniość. — Rosier
i Antoni skrzywili się. — Nie mówię tu o zwykłej, wymuszonej przyjaźni. Mają
was autentycznie polubić, zdobądźcie ich zaufanie. Rozkochajcie w sobie szlamy,
zaimponujcie mugolakom. Zróbcie, co będzie konieczne.
—
Po co zadawać się z takimi śmieciami jak oni? — odezwał się Antoni. — Przecież
do niczego nam się nie przydadzą.
Twarz
Toma stężała.
—
Uważasz moje polecenia za niepotrzebne i nieprzemyślane? — zapytał cicho,
głosem przesiąkniętym złością.
—
N-nie — wyjąkał Dolohov. — Oczywiście, że nie.
—
Więc zamilcz. Nie kazałbym wam robić czegoś tak haniebnego bez przyczyny, mój
drogi przyjacielu. Kryje się za tym plan, jednak nie zdradzę wam go jeszcze.
Wiedza ta mogłaby wpłynąć na wasze zachowanie, a tego nie chcemy.
—
Ile mamy czasu? — zapytał Chris wciąż niezbyt zachwycony pomysłem Voldemorta.
—
Gdy rozpocznie się grudzień, mugolaki mają być wam wierni jak skrzaty.
—
A co my mamy robić w tym czasie? — zapytała Urszula formalnie. — Przecież nie
będziemy siedzieć bezczynnie, gdy…
—
Oczywiście, że nie, moja droga — powiedział Tom miękko, patrząc na nią
przenikliwie. Urszula zakłopotała się lekko. — Ty wraz z Averym macie zadanie
równie istotne, choć daje wam na nie mniej czasu. Profesor Merrythought zaczęła
mnie ostatnio interesować. Dowiedziałem się, że status jej krwi może być…
nieczysty. To niedopuszczalne, by nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią był
ktoś, kto nie zasługuje na miano czarodzieja. Szpiegujcie ją, dowiedzcie się
jak najwięcej, potwierdźcie te informacje i wtedy zrobimy co w naszej mocy, by
profesor Merrythought szybko opuściła swoje stanowisko.
Pierwszą lekcją Toma były eliksiry. Riddle,
jako ulubiony uczeń profesora Slughorna, mógłby nic na nich nie robić,
tłumacząc się chociażby złym samopoczuciem.
—
Witaj, Tom! Jak miło cię widzieć! —Profesor podszedł do ławki ulubieńca,
uśmiechając się promiennie spod gęstych wąsów. — Jak minęły wakacje?
Tom
spojrzał trzeźwo na nauczyciela eliksirów.
—
Intensywnie, panie profesorze, dziękuję.
—
Och, naprawdę? — zdumiał się Horacy, dwoma pulchnymi palcami, łapiąc za
podkręcony koniec wąsa. — Tom, mój drogi, w wakacje powinieneś odpoczywać! Tak
utalentowany uczeń jak ty nie potrzebuje dodatkowych pomocy naukowych.
Riddle
uśmiechnął się.
—
To dla mnie żaden problem — usprawiedliwił się. — Zbliżają się OWUTEMY.
—
Ach, tak, tak. — Nauczyciel klasnął w
dłonie, uradowany. — Bardzo się cieszę, że zdecydowałeś się do nich przystąpić.
Zresztą nie spodziewałem się po tobie niczego innego, nie myśl sobie. Jesteś
moim najlepszym uczniem. Jak do tej pory naprawdę mało osób miało Wybitny z OWUTEMÓW.
Oczywiście żadnej presji, Tom, żadnej.
Riddle
uśmiechnął się przyjaźnie.
—
Oczywiście, profesorze. Myślę, że sprostam tym oczekiwaniom.
Horacy
zaśmiał się krótko.
—
Tak, tak, nie wątpię. — Odszedł od ławki Toma i stanął przed tablicą. —
Witajcie, witajcie! Siódmy rok to wasz ostatni rok nauki w Hogwarcie, co niesie
za sobą egzaminy końcowe, decydujące o waszej przyszłości. Musicie ostro
przyłożyć się do nauki, by nie zabrakło wam czasu na powtórzenie tego, co
zdawaliście na SUMACH. Materiały z SUMÓW często pojawiają się na OWUTEMACH.
Dlatego dzisiaj przyrządzimy miksturę, z którą zapoznaliście się już w piątej
klasie. Myślę, że to będzie dobra rozgrzewka przed książkowym torem nauczania.
Zobaczymy jak przekładacie teorię na praktykę. To bardzo skomplikowany eliksir,
jednak wy powinniście sobie z nim poradzić.
Nie
będę was przed niczym ostrzegał. Instrukcje i listę składników macie wypisaną
na tablicy, to w jakiej formie wrzucicie ingrediencje zależy od waszej pamięci.
— Tu profesor Slughorn przyłożył palec do głowy. — Wszystko czego potrzebujecie
do uwarzenia znajdziecie w kredensie. — Machnął dwukrotnie różdżką. Na tablicy
pojawiły się instrukcje, a drzwiczki kredensu otworzyły się z rozmachem. — Czy
ktoś, znając jedynie składniki, może powiedzieć, jaki eliksir macie za zadanie
uwarzyć?
— Eliksir Spokoju — powiedział Tom dokładnie w chwili, w której ręka Urszuli wstrzeliła ku górze. — Jak nazwa wskazuje, uśmierza lęk i niepokój. Osoba, która wypije niewłaściwie przyrządzony wywar może zasnąć i nigdy się nie obudzić.
— Eliksir Spokoju — powiedział Tom dokładnie w chwili, w której ręka Urszuli wstrzeliła ku górze. — Jak nazwa wskazuje, uśmierza lęk i niepokój. Osoba, która wypije niewłaściwie przyrządzony wywar może zasnąć i nigdy się nie obudzić.
—
Tak! — Slughorn ożywił się jeszcze bardziej. — Brawo, Tom. Dziesięć punktów dla
Slytherinu. Następnym razem podnoś rękę, młodzieńcze. — Zachichotał pod nosem.
— Jestem pewny, że panna Black również znała odpowiedź na pytanie.
—
Och. Przepraszam, Urszulo. Nie zauważyłem.
Urszula
uśmiechnęła się do niego, ale Tom czuł, że i tak miała do niego pretensje.
W
klasie zrobiło się zamieszanie. Wszyscy rzucili się do kredensu, żeby wziąć
składniki, choć później większość długo stała nad kociołkiem, zastanawiając się,
co robić. Po chwili lochy zapełniły się gęstym szarawym dymem, jaki unosił się
nad niektórymi kociołkami. Dorothea Happies gorączkowo zmniejszała ogień, bo
gdy trochę mikstury się na niego wylało, ten buchnął, połykając prawie cały
kociołek. Nawet, gdy udało jej się zapanować nad sytuacją, smugi dymu wciąż
były ciemnozielone, co zdecydowanie nie zapewniało jej wygranej. Tom starał się
nie okazywać zadowolenia tym zjawiskiem, gdy dodawał dwie krople soku z
ciemiernika czarnego do swojej mikstury. Dorothea może i była półkrwi, ale
trzymała się ze szlamami i należała do Gryffindoru. Riddle niechcący złapał z
nią kontakt wzrokowy. Patrzyła na niego prosząco. Rozmawiali kilka razy, zawsze
przyjaźnie. Tom zdusił w sobie grymas, zacisnął dłoń i dwa razy zatoczył nią
koło w ruchu przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, jakby mieszał w
niewidzialnym kotle. Happies natychmiast zamieszała eliksir, z którego teraz
wydobywała się jasnoniebieski dym, lekko połyskujący. Bardziej nie można było
uratować tego eliksiru. Riddle odwrócił się, bo akurat przechodził koło niego
profesor Slughorn. Popatrzył z zadowoleniem na srebrną parę leniwie
wydobywającą się z kociołka ulubionego ucznia.
—
Widzę, że idzie ci równie dobrze co Black i Fosterowi — powiedział jakby
wyzywająco. Tom robił wszystko bezbłędnie, więc nie przejął się tym za bardzo.
Urszula zawsze była świetna w eliksirach, a Foster miał swoje dobre dni.
Zerknął ukradkiem na Gryfona, który z wyrazem satysfakcji na owalnej twarzy,
dodawał ostatni składnik. Tom musiał odczekać jeszcze kilka sekund by dodać
sproszkowany kamień księżycowy. Ławkę dalej Avery zaczął podsypiać od wdychania pary
swojego eliksiru. Musiał niepewnie odważać ingrediencje. — Ciekawe, że aż
trzech uczniów potrafi po wakacjach bezbłędnie przygotować miksturę.
—
Wystarczy mieć dobrą pamięć, panie profesorze — odparł Tom grzecznie, wsypując
iskrzący się proszek do kociołka.
—
I talent!
Wyszło
na to, że trzem osobom w klasie udało się przygotować Eliksir Spokoju.
Profesor Slughorn nie spodziewał się tak dobrego wyniku, więc pod koniec lekcji
znów stanął przed tablicą, omiatając uczniów spojrzeniem i kręcąc wąsa. Wypiął
dumnie brzuch i choć nie był zbyt duży, to i tak wypychał elegancją kamizelkę
nauczyciela. Pozłacane guziki wyglądały jakby miały za chwilę wystrzelić.
—
Nie dostaniecie ocen za ten eliksir. — Kilka osób odetchnęło z ulgą. —
Dzisiejsza lekcja, jak już mówiłem, była jedynie rozgrzewką. Poradziliście
sobie z nią bardzo dobrze, zaskakująco dobrze, muszę przyznać. Zwłaszcza ty,
Happies. Pamiętam, że miałaś problem z tą miksturą w piątej klasie. Nie
chciałbym, że wasz wysiłek poszedł na marne, dlatego osoby, które pragną zostać
nagrodzone niech położą próbkę eliksiru na moim biurku.
Tom
napełnił dwie probówki, jedną swoją, jedną Johna Avery’ego, który nie palił się
do oddana pracy. Riddle zostawił sobie próbkę eliksiru, wiedząc już, do
czego może się przydać.
W
klasie od Zaklęć i Uroków było niewiele osób. Spora część czarodziejów i czarownic
nie chciała kontynuować tego przedmiotu, uważając widocznie, że ich wiedza w
tym zakresie jest wystarczająca. Kolejnym powodem był profesor Harry Wilkinson,
który starał się z całych sił być dobrym nauczycielem, ale wciąż odnosił w tym
porażki. Riddle nie spodziewał się zobaczyć Amy Benson już na drugiej lekcji.
Tak właściwie, w ogóle nie wyobrażał jej sobie na którychkolwiek zajęciach.
Dopiero, gdy dostrzegł ją po drugiej stronie klasy, zdał sobie sprawę, że
rzeczywiście, widział ją już kilka razy na Zaklęciach i Urokach.
Tylko czemu przypomniał sobie dopiero teraz?
Tylko czemu przypomniał sobie dopiero teraz?
Amy
siedziała między dwiema Krukonkami i czytała podręcznik. Z tego, co Tom
dostrzegł, dziewczyna była jakoś w połowie książki, choć semestr zaczął się
lekcję temu.
Profesor
Wilkinson kazał zająć im swoje miejsca, po czym stanął na środku klasy,
uśmiechając się szeroko. Wyglądał jakby był w dobrym humorze. Riddle usiadł koło
Avery’ego i Adama Ellisa, wyniosłego, ale utalentowanego Krukona. Tom wciąż
zastanawiał się nad przyjęciem Ellisa do szeregu śmierciożerców.
—
Wyobraźcie sobie, że jesteście w śmiertelnym niebezpieczeństwie i stoicie oko w
oko z rozwścieczonym centaurem — powiedział Wilkinson tonem pełnym napięcia.
Zawsze w ten sposób zaczynał lekcje. Wpierw opowiadał uczniom nierealne
historyjki, żeby pokazać jakie zastosowanie ma poszczególne zaklęcie. — Po
waszej prawej znajduje się nora. Jest wystarczająco duża, żeby was pomieścić,
ale zbyt mała dla obserwującego was centaura. Potrzebujecie sekundy na to, żeby
wskoczyć do nory i uciec przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, ale wasz wróg
jest gotowy zaatakować w każdej chwili… jedyne, co możecie zrobić to powiedzieć
jakieś szybkie zaklęcie, które na chwilę zmyli przeciwnika.
—
Jakbyśmy nie mogli po prostu potraktować go drętwotą — mruknął Adam do Toma. —
Ten facet jest niemożliwy.
— NA SZCZĘŚCIE JEST ZAKLĘCIE, KTÓRE
ZDEZORIENTUJE ROZWŚCIECZONE ZWIERZĘ! — Profesor podniósł głos, patrząc
ostrzegawczo na Ellisa.
—
Przepraszamy, panie profesorze — powiedział Tom poważnie. Amy podniosła głowę
znad książki. Riddle poczuł się, jakby coś nim szarpnęło, gdy spojrzał w jej
oczy. Nie był pewny, czy było to przyjemne szarpnięcie. Na pewno mocne. — Już
nie będziemy przeszkadzać.
Profesor
widocznie przyjął przeprosiny, bo kontynuował:
—
Czy ktoś orientuje się, o jakim zaklęciu mówię? — Amy Benson podniosła powoli
rękę. Tom tym razem postanowił nie odpowiadać. — Tak myślałem, że się pani
zgłosi, pani Benson.
—
To Confundus — powiedziała,
uśmiechając się słabo. — Wypowiada się je Confundo.
—
Pięć punktów dla Ravenclawu! — oznajmił zadowolony Wilkinson. — Podejdź, proszę, do mnie. Jeśli nie masz nic przeciwko, zademonstruję na tobie zaklęcie.
Tom
obserwował w zdziwieniu jak Amy wstaje z krzesła i idzie do profesora. Benson
wydawała się być dobra z zaklęć, nawet znana przez profesora Wilkinsona. Tom przeważnie
interesował się czarodziejami i czarownicami z dobrymi umiejętnościami magicznymi,
a co ważniejsze, z czystą krwią. Nie mógł zrozumieć, dlaczego wcześniej nie
zwrócił uwagi na Amy. To wydawało się niemożliwe, niedopuszczalne. Ze
wszystkiego wynika, że na te same zajęcia chodzili od siedmiu lat.
Dlaczego
tylko ona nie zapadła mu w pamięć?
—
Confundo. — Nauczyciel machnął
delikatnie różdżką, a srebrna smuga śmignęła w kierunku Benson.
Dziewczyna
zachwiała się, zrobiła kilka kroków w tył, próbując utrzymać równowagę. Pewnie
upadłaby, gdyby profesor nie złapał jej za ramię, czekając aż zaklęcie
przestanie działać.
—
Dobrze, moi drodzy. Teraz dobierzcie się w pary i spróbujcie sami rzucić urok
na waszego partnera bądź partnerkę. Tylko nie wymachujcie różdżką za bardzo,
wtedy możecie zwalić przeciwnika z nóg, a nie chcę, by komuś się coś stało.
Tom
poszedł wraz z Averym na bok klasy, by poćwiczyć doskonale mu znane zaklęcie.
Miał już unieść różdżkę, gdy ktoś złapał go za ramię.
—
Powinniśmy ćwiczyć razem. — Amy ściskała jego szatę i patrzyła prosto w oczy.
Miała nieodgadniony wyraz twarzy. — Przykro mi, John.
John
skrzywił się z obrzydzeniem i złością, mając zamiar się kłócić.
—
Dobrze — powiedział Tom, zanim Avery wypowiedział chociaż słowo.
Przeszedł
z dziewczyną kilka metrów, zajmując stając między innymi uczniami. Zaklęcia
śmigały w powietrzu.
—
Ja zacznę — oznajmiła Benson, cofając się o kilka kroków.
Riddle
przez chwilę miał wrażenie, że się zezłościła, bo po jej twarzy przemknął
gniew, ale nie miał zbyt dużo czasu na przyjrzenie się, bo Amy machnęła mocno
ręką i usłyszał w swojej głowie jej głos: Confundo.
Zaklęcie było mocne, na tyle mocne, że oderwało go na chwilę od ziemi.
Wylądował na plecach. Sufit wirował mu przed oczami.
—
Amy, prosiłem, żeby nie wymachiwać za bardzo różdżką! — krzyknął profesor
Wilkinson, podbiegając do oszołomionego Toma.
—
Przepraszam, profesorze. Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
Tom
wyczuł jej skruchę i poczuł się skołowany tak, jakby ktoś ponownie rzucił na
niego zaklęcie.
Rozdział jest trochę trochę dłuży niż poprzedni. Mam nadzieję, że nie męczy. Zaczynam powoli rozwijać główny wątek, choć idzie mi to dosyć opornie. Prosiłabym o wasze opinie. Jestem pewna, że pomogą :)
Pozdrawiam!
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Mało jest teraz blogów z historiami o Tomie Riddle'u. Twoja historia zapowiada się bardzo ciekawie. Nadal do końca nie mogę rozgryźć kim jest Amy i dlaczego Voldemort jej nie kojarzy. To dziwne, ale zapewne dowiemy się wszystkiego już wkrótce.
OdpowiedzUsuńJak już wcześniej pisałam w komentarzu w zakładce "Informacje",na Twoim blogu bardzo brakuje szerokiej listy lub zakładki "Spis treści". Musiałam szukać rozdziału pierwszego, gdyż dopiero dziś trafiłam na Twojego bloga, a chciałam zacząć czytać od początku.
Trochę rozjechały Ci się akapity. Moja rada jest taka, żebyś pisała w Wordzie bez akapitów, a po prostu wstawiła kod html na bloga, który sam będzie zaczynał każdy kolejny akapit. To o wiele prostsze, a i nigdy więcej nic Ci się nie rozjedzie.
Ogólnie nie znalazłam błędów,jednak zdarzyło się kilka błędów interpunkcyjnych i powtórzeń, ale nie będę już ich wypisywać.
Mam nadzieję, że już wkrótce dodasz nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
PS. Mogłabyś też dodać "obserwatorów", to bardzo ułatwia sprawę ;-)
Za kilka rozdziałów na pewno znajdziesz odpowiedź na to, kim jest Amy i dlaczego Tom jej nie kojarzył. To trochę skomplikowana sprawa, tak samo jak relacje między Voldemortem a Benson.
UsuńSpis Treści dodany :) Nie wiem czemu byłam przekonana, że już mam tę stronę. Ten szablon raczej nie przewidział ,,obserwatorów", ale jak umieszczę ich na dole, to nawet nie psuje tak bardzo estetyki.
Sprawdzę jeszcze cały tekst, może uda mi się znaleźć te błędy :)
Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam :)
Dziękuję za dodanie zakładek i obserwatorów ;)
UsuńSama osobiście dopiero niedawno przekonałam się do tej nowinki (która już jest od bardzo dawna, ale ja, kobieta starej daty, opierałam się w nieskończoność). Obserwatorzy naprawdę ułatwiają sprawę ;)
Czekam na kolejny rozdział ;)
Zaintrygowałaś mnie. Riddle jest iście kanoniczny i za to brawa, bo czytając te dwa rozdziały byłam przekonana, że on właśnie by tak powiedział. A według mnie to sztuka. Większość osób myśli, że chodził po korytarzach Hogwartu i wyzywał od szlam na prawo i lewo. Nic podobnego. Wyzwiska zaczęły się już w czasie przejmowania władzy przez Voldemorta. Jestem Ci wdzięczna, że Twoi Ślizgoni jawnie nie gardzą innymi. To na razie siedzi w nich, mówią o tym między sobą, ale nie przy innych mieszkańcach zamku . Już widzę, że zaczyna się świetne opowiadanie, aż szkoda, że rozdziały nie będą dodawane trochę częściej. Jeśli chodzi o takie rzeczy, trudno być cierpliwym. Jestem przekonana, że ten tekst będzie jednym z lepszych w blogosferze, a jest już jednym z najlepszych, które czytałam.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wpadłaś na taki pomysł, bo wiesz, od kilku dni Tom Riddle siedzi mi w głowie i pilnie potrzebuję dawki dobrych opowiadań o nim.
Całuję, Nija.
Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało. To, że napisałaś o kanoniczności Toma jest chyba największym komplementem, jaki mogłabym dostać. Zawsze miałam problem z kanonicznością, ale tutaj staram się wszystkiego trzymać. Rozdziały byłyby dodawane częściej, ale mam jeszcze drugiego bloga i ostatnio go zapuściłam, więc teraz staram się dodawać rozdziały w mniej więcej tych samych odstępach.
OdpowiedzUsuńTo miło, że tak uważasz. Naprawdę miło.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Opowiadanie bardzo mi się podoba :) żadnego o Tomie jeszcze nie czytałam, sama kiedyś o nim pisałam ale skończyło się na zaledwie paru rozdziałach, mam nadzieję, że u Ciebie będzie inaczej bo zapowiada się super :)
OdpowiedzUsuńAmy mnie intryguję, ma w sobie jakąś tajemnice, dlaczego chciała zaprzyjaźnić się z Tomem ?
Tom jak to nasz 'ukochany' Voldemort już coś knuję, tylko co?!
Mam nadzieję, że niedługo się dowiem :)
Byłabym wdzieczna o poinformowaniu o nowym rozdziale, pozdrawiam !!
Witam :)
UsuńPlanowałam skończyć tę historię, więc też mam nadzieję, że jej nie porzucę. Tom nigdy nie leniuchuje. W końcu ktoś musi władać światem.
Jasne, że poinformuję ;)
Pozdrawiam :)
Jestem coraz bardziej zafascynowana opowiadaniem. Dłuższy i bardzo dobrze! Najbardziej podobała mi się scena, gdy śmierciożercy się spotkali w pokoju wspólnym. Kiedy Urszula powiedziala do niego Tom, a ten oburzony, że jest Lordem Voldemortem, myślalam, że umre ze śmiechu. Amy przypomina mi Lune. Zagubioną, czytająca środek książki, mimo ze był początek roku szkolnego. Slughorn typowy, mam go przed oczami i to mi się podoba!
OdpowiedzUsuń-----
Fatum-dramione.blogspot.com