Mogę
być twoją przyjaciółką. — Uwagę Toma przykuła niska dziewczyna. Miała duże,
okrągłe oczy, bardzo spokojne, trochę otumanione.
— Słucham? — Często spotykał się z ludźmi, którzy
koniecznie chcieli się z nim zaprzyjaźnić, ale nikt nie był tak bezpośredni jak
ona.
— Mogę być twoją przyjaciółką —
powtórzyła, robiąc krok w jego stronę. Z bliska wydawała się być jeszcze
bledsza. Jasna sukienka prawie zlewała się z kolorem jej skóry. Na prawym
obojczyku miała bliznę, ledwo widoczną, musiała być odległą pamiątką.
— Czy to pytanie?
— Propozycja — poprawiła go powoli. —
Nie chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?
Tom
przyjrzał się jej uważnie. Nie uśmiechała się, jak ktoś, kto chciał zdobyć
przyjaciół. Nie była też specjalnie miła. Trzymała ręce luźno, stała prosto i
pewnie. Nie wyglądała na nieśmiałą ani zbyt przebojową. Jakby zawisła między
dominującymi cechami charakteru, nie wpasowując się do żadnej z nich.
— Oczywiście, że chcę — powiedział
bez entuzjazmu. Świt nie był dobrą porą na udawanie. Spodziewał się jakiejś
reakcji ze strony dziewczyny, jednak ona wciąż tylko się na niego patrzyła. —
Nie jest ci zimno?
Pierwszy września tysiąc dziewięćset
czterdziestego czwartego roku nie był ciepłym dniem. Zwłaszcza o tak wczesnej
porze, gdy słońce ledwo zaczęło grzać.
— Jest. — Znów otrzymał krótką
odpowiedź. — Nie wzięłam ze sobą płaszcza.
Tom zsunął z ramion swoją kurtkę.
— Masz. — Podszedł do niej, trzymając
kurtkę tak, by mogła wsunąć ręce w rękawy. Zrobiła to bez wahania. — Nie chcę,
żebyś się przeziębiła.
— Nie mogłeś spać? — zapytała, gdy
Tom odsunął się o krok.
— Lubię być pierwszy.
Przytaknęła.
— Nie mówisz tylko o przychodzeniu
na peron — stwierdziła, nie pytała. — Ja nie mogłam zasnąć. Denerwowałam się.
— Pierwszy raz w Hogwarcie?
Pokręciła głową.
— Ostatni — powiedziała cicho. — Tak
jak twój.
Tom nie czuł potrzeby mówienia
czegokolwiek innego. Bez kurtki było mu zimno i dopiero teraz poczuł, że
początek roku tak naprawdę niesie ze sobą jesień.
Dziewczyna zniknęła o dziesiątej,
gdy inni czarodzieje zapełnili peron. Tom niespecjalnie zauważył jej
nieobecność, ponieważ nie odezwali się do siebie przez następne kilka godzin
stania na peronie. Była jak duch, noszący jego kurtkę. Trochę mniej rozmowna
niż duchy.
Riddle
co chwila witał się ze znajomymi Ślizgonami, uśmiechał się grzecznie do ich
rodziców, śmiał się z żartów, choć uważał je za dosyć prymitywne. Dziewczynę
zobaczł dopiero w pociągu. Siedziała w przedziale zapełnionym przez znajome
Tomowi Krukonki. Nie machała do rodziców jak inni. Mocno opatuliła się jego kurtką,
chowając tam też dłonie. Opierała głowę o szybę, miała zamknięte oczy. Albo
spała, albo nie chciała patrzeć.
Było na tyle wcześnie, że Tom nie
spóźnił się na spotkanie prefektów. Doszedł idealnie na czas, grzecznie
uśmiechając się na przywitanie i zajmując miejsce koło Urszuli Black, niskiej,
ale wyniosłej blondynki o ostrym spojrzeniu. Ciasny warkocz dodatkowo wyostrzał
jej rysy i Tom stwierdził, że plotła go tylko po to, by wyglądać groźnie,
ponieważ twarz w kształcie serca nie mogła jej tego zapewnić. Dziewczyna
spojrzała na niego wymownie.
— Spóźniłeś się — stwierdziła
karcąco.— To do ciebie niepodobne.
— Nie spóźniłem się — zapewnił
miękko. — Twój zegarek musi być zepsuty.
Tom darzył sympatią Urszulę głównie
przez jej umiejętności magiczne i czystą krew.
Nie
należała do osób małostkowych i wylewnych, co również było plusem. Była mądra,
przebiegła i wścibska. Zawsze wszystko wiedziała i ta wiedza przysłużyła się
Tomowi już wiele razy. Urszula miała do niego specyficzną słabość, która wahała
się pomiędzy zauroczeniem a chłodnym podziwem. Zależało od dnia.
Pociąg rozpędził się już na dobre i
powietrze przesiąkło rozmowami podekscytowanych uczniów. Przynajmniej tak to
wyglądało w wagonie trzecim, gdzie większość uczniów w przedziałach dopiero
zaczynała swoją naukę w Hogwarcie. Tom dziwnie się czuł z myślą, że był to jego
ostatni rok.
Denerwowały go krzyki. Nie lubił
rozwrzeszczanych ludzi, mówiących tylko po to, żeby mówić. Nie pokazywał tego
jednak i gdy tylko jakiś pierwszoroczny łapał z nim kontakt wzrokowy, uśmiechał
się lekko, nic nie mówiąc. Tom nie mógł sprawdzić się w roli prefekta
naczelnego, więc oparł się o ścianę naprzeciwko jednego z przedziałów i
pogrążył we własnych myślach.
Było już
ciemno, gdy pociąg dojechał do Hogsmeade. Pierwszaki podążyły za Rubeusem
Hagridem, gajowym Hogwartu, który dwa lata wcześniej został wyrzucony ze
szkoły, w stronę czarnego jeziora. Towarzyszył mu Dumbeldore. Widocznie chciał
sprawdzić, czy Hagrid poradzi sobie z przetransportowaniem pierwszorocznych do
szkoły. Rubeus robił to pierwszy raz. Tom złapał z nauczycielem transmutacji
krótki kontakt wzrokowy i uśmiechnął się grzecznie, potakując na przywitanie.
Oczy Dumbledora były jednak wciąż chłodne. Riddle co roku próbował zyskać
sympatię profesora, zawsze z marnym skutkiem.
— W tym roku będziemy mieli trochę więcej
pracy niż zwykle — oznajmił Tom cicho, gdy wraz z Johnem Averym, Devinem Mulciberem
i Urszulą siedzieli w powozie, jadącym do Hogwartu. — Siódma klasa niesie ze
sobą większe wymagania. Mam też pewien pomysł. Dzięki niemu nasza znajomość nie
osłabnie nawet wraz zakończeniem edukacji. Wciąż go jednak dopracowuję, więc
proszę was o cierpliwość.
— Chcesz nam coś podarować? — zapytała Urszula formalnie, z
odrobiną ciekawości w głosie.
— Po ostatnich wydarzeniach
przydałyby nam się jakieś asy w rękawie. Ostatnio o włos unikamy pakowania się
w kłopoty — rozwinął Avery, zakładając nogę na nogę. Jego mysie włosy były
dzisiaj w wyjątkowym nieładzie. Tom stwierdził, że chłopak czuje się zbyt
swobodnie w jego towarzystwie.
— Słyszeliście, że prosił o
cierpliwość — upomniał Mulciber, wysoki, pulchny szatyn, spoglądając na Riddle’a.
Tom spojrzał na nich poważnie.
— Wakacje was rozpieściły —
stwierdził. — Oby nie na długo. W przeciwnym razie będą tego konsekwencje.
Sklepienie
Wielkiej Sali tym razem przysłonięte było przez bure chmury. Pomrukiwały cicho,
jakby za chwilę miało nastąpić wyładowanie elektryczne. Tom nie miałby nic
przeciwko, gdyby kilka piorunów trafiło w szlamy. Z jedną z nich złapał kontakt
wzrokowy. Emilia Green uśmiechnęła się do niego promiennie i pomachała. Była z
Huflepuffu, najbardziej żałosnego z Hogwarckich domów. Tom odwzajemnił uśmiech
i również do niej pomachał. Emilia rozentuzjazmowała się jeszcze bardziej,
wskazała palcem na puste miejsce na swojej szacie, na wysokości piersi i
uniosła kciuki do góry. Tom wiedział, że chodziło jej o odznakę prefekta
naczelnego, którą zdobył tego roku. Uśmiechnął się do Emilii szerzej, boleśniej
dla jego dumy. Z ulgą przyjął zerwanie kontaktu wzrokowego.
Riddle
chciał zająć swoje miejsce przy stole, gdy zauważył dziewczynę, którą poznał na
peronie. Rozmawiała z kimś. Tom zawahał się, po czym ruszył w jej stronę.
—
Przepraszam — odezwał się, by zwrócić na siebie uwagę. Odwróciła się w jego
stronę spokojnie, bez zdziwienia. —
Jestem Tom, nie wiem czy mnie pamiętasz, pożyczyłem ci kurtkę na peronie.
—
Oczywiście, że cię pamiętam — odparła takim tonem, jakby Tom powiedział coś
nieodpowiedniego. Czuł na sobie ciekawskie spojrzenie jej koleżanki. Kojarzył
ją z widzenia. — Jesteśmy przyjaciółmi. — Zacisnęła blade palce na przydługich
rękawach jego kurtki. — Mogłabym ją oddać po uczcie? Wciąż mi zimno.
Tom
starał się nie okazywać zdziwienia. Wieczór wcale nie był specjalnie chłodny, a
temperatura w Wielkiej Sali odpowiednia.
Uśmiechnął
się grzecznie.
—
Oczywiście.
Wyjątkowo
dużo osób w tym roku trafiło do Griffindoru. Tom oparł głowę na splecionych
dłoniach po zakończeniu ceremonii przydziału i zacisnął zęby, starając się nie
pokazywać swojej irytacji. Bez skutku. Na szczęście wszyscy teraz słuchali
przemowy dyrektora Dippeta, więc mało kto zwracał uwagę na Toma. Przez
wydarzenie sprzed dwóch lat, zaostrzono szkolny regulamin i wygłaszanie go
zajmowało trochę więcej czasu.
Po
uczcie Tom zaprowadził pierwszorocznych do lochów. Pamiętał, że jako
jedenastolatek nie darzył prefektów sympatią. Nie widział niechęci na twarzach
nowych uczniów. Jedynie lekkie zdziwienie, gdy zatrzymali się przed nagą,
wilgotną ścianą.
—
Hasło to srebrny wąż — oznajmił Tom,
a w ścianie otworzyły się kamienne drzwi. Wraz
z pierwszorocznymi wszedł do środka i pokazał, gdzie są sypialnie dziewcząt, a
gdzie chłopców. Dopiero po tym przypomniało mu się, że miał odebrać kurtkę od
nieznajomej z peronu. Po raz drugi tego dnia zawahał się, po czym wyszedł z
pokoju wspólnego. W Wielkiej Sali była tylko garstka osób, głównie Gryfonów,
powoli kierujących się do wyjścia. Tom przyjął to z niezadowoleniem i ruszył w
kierunku zachodniej wieży. Wchodząc po schodach, zdał sobie sprawę, że jego
zachowanie jest niecodzienne. W końcu chodziło tylko o kurtkę, którą równie
dobrze mógł odebrać następnego dnia. Po co więc szedł w stronę Pokoju Wspólnego
Ravenclawu? Nawet nie miał pewności, że ona będzie na korytarzu.
Była.
Stała
koło drzwi, oparta o ścianę. Trzymała kurtkę w dłoniach, przyglądając się
Tomowi.
—
Myślałam, że nie przyjdziesz — powiedziała jakby sennie. — Dobrze, że się
myliłam.
Riddle
podszedł do niej i wyciągnął rękę, by odebrać pożyczoną rzecz. Materiał był
ciepły, tak samo jak jej dłonie, które musnął przez przypadek. Tom nigdy nie
polubił kogoś, kogo praktycznie nie zna. Sympatia przychodziła wraz z czasem i
poziomem lojalności. Teraz sytuacja przedstawiała się inaczej i Riddle
potrzebował chociaż podstawowych informacji, żeby wytłumaczyć swoje zachowanie.
—
Jak się nazywasz? — zapytał sucho. Trochę zbyt sucho.
—
Amy.
—
Nie. — Jego głos był tym razem zbyt stanowczy. — Chodzi mi o pełne imię. Ja
jestem Tom Marvolo Riddle, a ty…
— Amy Abigail Benson — powiedziała.
—
Benson? — zdziwił się. Gdzieś już słyszał to nazwisko, ale na pewno nie wśród
czarodziejów. — Nie znam tego rodu. Jesteś mugolakiem?
—
Moja krew jest czysta. — Wiedziała o co mu chodziło. — To nie będzie problemem
dla naszej przyjaźni.
—
Czemu krew miałaby komukolwiek przeszkadzać w nawiązywaniu znajomości?
Amy
uśmiechnęła się bardzo delikatnie, prawie niezauważalnie, ale się uśmiechnęła.
Przez chwilę stali w milczeniu, a Tom, jakby zupełnie zapomniał, że nie jest
sam, pogrążył się w tegorocznych planach. Miał do wykonania jedno, bardzo ważne
zadanie i te mniej istotne, choć równie trudne. Rok zapowiadał się ciężki,
zwłaszcza, że w pobliżu nie widział nikogo, na kogo mógłby zrzucić winę.
—
Wszystko w porządku? — zapytała Amy, marszcząc brwi w zmartwieniu. — Wyglądasz
na zdenerwowanego… zrobiłam coś nie tak?
Tom
ocknął się natychmiastowo, ubrał przystępny wyraz twarzy, rozluźnił pięści.
Odgarnął nachodzące mu na oczy włosy i przygładził je.
—
Nie zrobiłaś nic złego — zapewnił. — Jest późno, lepiej wrócę już do siebie.
—
Och… tak… — wydusiła. Przez chwilę stała w miejscu i patrzyła niepewnie na
Riddle’a, jakby nie wiedziała, co zrobić. — Dobranoc, Tom.
Ciekawie się zapowiada. Intryguje mnie postać Amy. Wydaje się... dziwna. Inna niż wszyscy. I wątpię żeby była zauroczona Riddlem. To bardzo ciekawa postać. Tak jak Tom. Wydaje się bardzo kanoniczny. Udaje idealnego ucznia, ale wiadomo jaki jest na prawdę. Po za tym, zastanawia mnie, dlaczego nie żywi otwartej niechęci do mugolaków. Nienawidzi ich, ale jednak to ukrywa.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i pozdrawiam :D
Gdyby pokazywał jak bardzo ich nie lubi nie sądzę, by udało mu się zdobyć zaufanie całego grona pedagogicznego (nie licząc Dumbeldora) :)
UsuńDziękuję za komentarz, dużo znaczy. Zwłaszcza, że dopiero zaczynam.
Również pozdrawiam!
Trafiłam tu przypadkiem i się w sumie cieszę. Szczerze, nie potrafię sobie wyobrazić Riddle'a, który uśmiecha się do puchonki! Mimo że w duchu nie było mu do radości. Jednak, nie mogę zapominać, że Tom to przeuroczy młodzieniec, który potrafi wszystkich omamić swoim wdziękiem. Prawie wszystkich. Bezpośrednia Amy nie widzi mi się do grona wielbicielek Riddle'a. Idę czytać drugi rozdział!
OdpowiedzUsuńWow.
OdpowiedzUsuńTylko takimi słowami mogę skomentować uczucia, towarzyszące mi po przeczytaniu tego rozdziału.
Rzadko kiedy trafiam na taki dobry blog o takiej tematyce. Podoba mi się charakter postaci, a najbardziej Amy. Wydaje mi się być naprawdę ciekawa, bezpośrednia.
Może uda mi się jeszcze dzisiaj przeczytać drugi rozdział, chociaż wątpię...
Tak czy siak świetny blog!
Pozdrawiam!